„Chusta w brzuchu ”
Co może zostać przez przypadek w ciele pacjenta? Igła, fragment uszkodzonego narzędzia, a najczęściej chusta chirurgiczna.
Temat jest medialny, bo brzmi sensacyjnie. W jednym z artykułów red. Beata Terczyńska cytuje anonimowego chirurga: „Dzielimy się na dwie grupy: tych, którzy już coś komuś zaszyli lub to zrobią. Gdy pacjent ma krwotok, naprawdę można przeoczyć chustę.”
Życie pokazuje, że można się z tym zgodzić. Do „przeoczenia chusty” dochodzi częściej, niż nam się wydaje. O tym, do czyich obowiązków należy liczenie użytych tamponów, gazików czy narzędzi, i co z tego wynika, napiszę innym razem. Dzisiaj opowiem historię Pana Jana (imię zmieniono).
Pan Jan, lat 66, w 2004 roku przeszedł operację kardiochirurgiczną. Trzy miesiące później, w tej samej klinice, ponownie zszywano mostek, bo wystąpiły powikłania. Pacjent czuł się coraz gorzej. W innym szpitalu wykonano TK klatki piersiowej (tomografię komputerową), gdzie uwidoczniono zmianę o wymiarach 12 cm/10 cm/10 cm, zidentyfikowaną jako krwiak uciskający lewą komorę serca. Z tym badaniem pacjent wrócił do kliniki kardiochirurgicznej. Tam jednak uznano, że „krwiak otorbił się i żyje własnym życiem”. Hospitalizacja w celu diagnostyki i leczenia nie przyniosła ulgi: pacjent skarżył się na duszności, męczyły go bóle i ucisk w okolicy mostka, nie mógł spać, bo nie było możliwe przyjęcie pozycji leżącej (drzemał półleżąc). Stan pacjenta był na tyle zły, że ZUS stwierdził niezdolność pacjenta do samodzielnej egzystencji. W 2012 roku widoczny w TK „otorbiony zbiornik płynowy” miał już wymiary 20 cm/15/cm/16/cm. Klinika odmówiła leczenia.
W 2012 roku, osiem lat po zabiegu kardiochirurgicznym, w innej placówce u pacjenta wykonano zabieg torakotomii, w trakcie którego stwierdzono obecność dużej gazy operacyjnej. Wg relacji personelu medycznego, ciało obce w klatce piersiowej pacjenta było wymiarów… piłki do siatkówki. Pacjent stale ma drenaż w klatce piersiowej, ponieważ z rany wydobywa się ropa. Co kilka miesięcy musi być hospitalizowany.
Biegli nie mają wątpliwości co do tego, że wszystkie dolegliwości, na jakie skarżył się pacjent przez osiem lat były spowodowane pozostawieniem gazy operacyjnej w jego klatce piersiowej podczas operacji w 2004 roku. Wymaga codziennej opieki pielęgniarskiej w związku z tym, że rana cały czas nie jest wygojona i pomocy opiekuna.
Proces dobiega końca. Wkrótce wyrok albo ugoda.
Zadam takie pytanie, jakie zwykle moi klienci kierują do mnie: jakie zadośćuczynienie* powinien otrzymać pacjent?
* Aktualizacja wpisu: Sąd Okręgowy zasądził kwotę 125 tys. złotych zadośćuczynienia. Sąd Apelacyjny na skutek naszej apelacji zmienił wyrok Sądu I Instancji i zasądził 350 tys. zł. zadośćuczynienia, czyli ponad dwukrotnie większą sumę, niż za „odpowiednią” uznał Sąd Okręgowy!
{ 11 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Pięniądze niestety czasu i błędu nie cofną… Pan Jan zasługuje na wysokie zadośćuczynienie, jednak znając polskie realia będzie to trudne.
Obstawiam ok 550.000 zł
250 000
Biorąc pod uwagę uszczerbek, błąd w sztuce myślę że 150.000 plus odsetki
Szanowna Pani,
w pierwszej kolejności wyjaśniam, że odpowiadam jedynie w tym miejscu (pod tym postem), bo zamieszczenia przez Panią identycznych wpisów pod wszystkimi postami nie uważam za stosowne ani konieczne. Nie odnalazłam na forum sppnn postu, o którym Pani wspomina, przy czym pierwszym administratorem tego forum jest Stowarzyszenie Primum Non Nocere, a nie moja kancelaria BFP. Nie jest to te forma „prywatnej” korespondencji ze mną. W tej sytuacji najlepiej będzie, jeśli napisze Pani bezpośrednio na mój adres mailowy: j.budzowska@bf.com.pl.
Sądzę, że raczej 150.000 pln. Myślę podobnie jak Angela. Ale oczywiście życzę poszkodowanemu jak najwyższego zadośćuczynienia.
Wyrok (lub ugoda) jeszcze w maju! Będę informować o rozstrzygnięciu.
Super! 🙂
Za tyle lat cierpienia uważam, że powinien dostać conajmniej 400 tys + odsetki + renta ponieważ w dalszym ciągu potrzebuje leczenia. Myślę jednak, że sąd nie przyzna więcej niż 200 tys. Obym się myliła.
Zapadł wyrok I instancji. Sąd zasądził… 125 tys. zadośćuczynienia z odsetkami od lipca 2013 roku. Będziemy apelować. Uważam, że nie jest to „odpowiednie zadośćuczynienie”, i nie zmienia mojej opinii fakt, że razem z odszkodowaniem, skapitalizowaną rentą itd. poszkodowany pacjent łącznie otrzyma blisko 300 tys. zł. plus 2.200 zł. miesięcznej renty. Sąd przesądził także odpowiedzialność na przyszłość za dalsze szkody.
Wszystkich, którzy pokusili się o komentarz pod postem, proszę o podanie w wiadomości mailowej adresowanej do mnie (j.budzowska@bf.com.pl) adresów do wysyłki książki (zgodnie z info na FB kancelarii).
Dobre wieści! Sąd Apelacyjny na skutek naszej apelacji zmienił wyrok Sądu I Instancji i zasądził 350 tys. zł. zadośćuczynienia, czyli ponad dwukrotnie większą sumę, niż za „odpowiednią” uznał Sąd Okręgowy!
Nieźle, nieźle, gratuluje uporu, wyczucia i apelacji ;]