Jolanta Budzowska

radca prawny

Partner w kancelarii Budzowska Fiutowski i Partnerzy. Radcowie Prawni (BFP) z siedzibą w Krakowie. Specjalizuje się w reprezentacji osób poszkodowanych w cywilnych procesach sądowych w sprawach związanych ze szkodą na osobie, w tym w szczególności z tytułu błędów medycznych oraz z tytułu naruszenia dóbr osobistych.
[Więcej >>>]

Jak uzyskać odszkodowanie?

Wszystko, co chciałbyś wiedzieć o tym, jak pracują sędziowie, a o co nie możesz zapytać

Jolanta Budzowska21 stycznia 201817 komentarzy

Dlaczego jeden sędzia wyznacza pierwszą rozprawę po miesiącu, a innemu zajmuje to pól roku? Z jakiego powodu rozprawy „spadają” (czyli nic na nich się nie dzieje)? Podobnych pytań nasuwa się nam mnóstwo, a zwykle, jeśli chodzi o odpowiedzi, to wszyscy, łącznie ze mną, możemy tylko spekulować co do przyczyn.

Do tego dochodzą doniesienia medialne o tym, jak źle dzisiaj funkcjonuje sądownictwo. Czy na pewno? I czy procesy sądowe mogłyby toczyć się sprawniej?

Miałam okazję ostatnio porozmawiać prywatnie z pewnym sędzią z wieloletnim stażem, orzekającym na co dzień w wydziale cywilnym jednego z sądów rejonowych w mieście wojewódzkim. Zgodził się opowiedzieć o kulisach swojej pracy, z wiadomych względów anonimowo.

I od razu rozwieję wątpliwości: nie, nie orzeka ani nie orzekał w żadnej z moich spraw. Nie ma też na to widoku, bo sprawy o błędy medyczne, które prowadzę, są rozpatrywane przez sądy wyżej instancji (sądy okręgowe), bo wysokość roszczeń odszkodowawczych (tzw. wartość przedmiotu sporu) przekracza 75 tys. zł. A gdyby nawet „moja sprawa” trafiła do sędziego, z którym się znam i który mógłby nie być z tego powodu bezstronny, musiałby się wyłączyć.

Zapraszam do lektury zapisu tej rozmowy!

***

Jak wygląda dzień pracy sędziego?

Może zacznę od wprowadzenia. W naszym wydziale powinno pracować 28 sędziów, tylu było jeszcze kilka lat temu. Od tego czasu z różnych powodów (długotrwałe choroby, wielomiesięczne delegacje do pracy w Ministerstwa Sprawiedliwości, urlopy macierzyńskie, itd) liczba ta spadła poniżej 20, co oznacza, że musimy między siebie rozdzielić sprawy, które normalnie przypadłyby tym nieobecnym w pracy. Na zwiększenie liczby etatów sędziowskich niestety nie ma widoków. W efekcie jeden sędzia „ma na biegu” średnio po 500 spraw.

500 spraw do rozstrzygnięcia? To jak się przygotowujesz do rozpraw, jak nadzorujesz to, co się dzieje w aktach? Pisma stron, różne wnioski?

No cóż, wokandę, czyli dzień, w którym odbywają się rozprawy, mamy dwa razy w tygodniu. Średnio mam 8 spraw na wokandzie w jednym dniu. Przygotowuję się do nich dzień wcześniej, zwykle zajmuje mi to pół dnia. Jak sprawa liczy kilkanaście tomów, a to oczywiście nie jestem w stanie całości dokładnie przeczytać za każdym razem, kiedy zbliża się rozprawa, czyli średnio co 3-4 miesiące. Robię sobie notatki i na nich bazuję.

W sumie więc wokanda plus przygotowanie do rozprawy to 3 dni, pozostałe dwa zostają na analizę spraw, podejmowanie bieżących decyzji i przygotowanie do wyroku, no i pisanie uzasadnień. Tego nie da się zrobić w normalnym tygodniu pracy, więc normą jest zostawanie po godzinach, do 20-tej, i praca w weekendy. Modne w środowisku zaczęło być licytowanie się, kto kogo spotkał i jak późno w nocy na korytarzu sądowym…

Bez zwiększenia liczby sędziów nic z tym nie można zrobić? W końcu w Polsce w sądach pracuje ok. 10 tys. sędziów, czyli dwudziestu sześciu na 100 tys. mieszkańców. Są kraje w Europie, gdzie sędziów jest więcej, ale i są, gdzie jest ich znacznie mniej, więc nie odstajemy dramatycznie od średniej.

Problem nieobsadzonych etatów sędziowskich to jedno, ale ważniejsza jest zła organizacja. W Polsce sędzia musi własnoręcznie wykonać mnóstwo czynności, które nie powinny zajmować jego czasu pracy: sporządzić wezwanie o braki, wydrukować dowód doręczenia pisma i wpiąć do akt, zredagować wszystkie odezwy do świadków i biegłych, wyszukać biegłych itd. Jeśli na przykład zmieni się adres kancelarii reprezentującej jedną ze stron, to ja osobiście muszę wydać zarządzenie, żeby ten fakt zaistniał w systemie i żeby późniejsze doręczenia były prawidłowe.

A nie mogą tego robić asystenci, protokolanci, pracownicy sekretariatów?

Powinni. Ale część czynności musi wykonać sędzia, bo tego wymaga system, a pozostałych po prostu nie są w stanie, bo protokolanci i personel pomocniczy to często osoby o niskich kwalifikacjach. Nie są szkoleni w jakiś zorganizowany sposób. Wszystkiego uczą się na żywym organizmie. Rozprawy są rejestrowane w systemie audio-video, więc pierwsze posiedzenie takiego protokolanta sprowadza się do tego, że ja uczę go – normalnie na sali sądowej, prowadząc rozprawę – co i kiedy włączyć.

Praca jako protokolant nie jest atrakcyjna. Zarobki to najniższa krajowa, brak perspektyw rozwoju i nadziei na wyższą pensję. Protokolanci o godz. 15 odbijają kartę pracy, żeby nie było, że wykonują pracę w nadgodzinach, a potem… wracają do pracy. Teoretycznie ostatnio mają polecenie, żeby wychodzić, bo sądów nie stać na płacenie wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych, ale zostają, bo przecież trudno przerwać rozprawę, która trwa, mimo że mija godz. 15.

Asystenta – absolwenta prawa – mam dwa razy w tygodniu, szkolę go przez trzy miesiące, a potem następuje zmiana. Nawet jak napisze jakiś projekt, to i tak najczęściej muszę po nim poprawiać. To pomoc na papierze. Ci lepsi szybko zaczynają aplikację sądową i od tego momentu kończą przygodę z pracą w sądzie.

Zresztą, dla protokolantów i asystentów też nie ma etatów, więc kombinuje się z umowami na zastępstwo, a chętnych szuka „z łapanki”, na zasadzie: „nie znacie kogoś, kto mógłby do nas przyjść do pracy?”.

Warto dodać, że sędzia nie ma żadnej „władzy” nad personelem pomocniczym, protokolant nie podlega mnie, tylko dyrektorowi sądu, który dalej podlega Ministrowi Sprawiedliwości.

Z czego „rozliczany” jest sędzia?

Mamy oceny okresowe. Wizytator – sędzia, zwykle raz do roku przegląda moje akta, analizuje podjęte przeze mnie decyzje, przygląda się organizacji pracy sędziego liniowego.

Kiedy strona złoży skargę na przewlekłość i zostanie ona uwzględniona, takie orzeczenie trafia do moich akt osobowych. I nikogo nie interesuje to, czy przyczyną przewlekłości było moje lenistwo, bo na przykład pół roku pisałem uzasadnienie, czy może pół roku szukałem biegłych, bo wszyscy odmawiali podjęcia się wydania opinii i obiektywne nie mogłem nic zrobić szybciej.

Gdybym starał się o awans, to liczyłaby się też tzw. stabilność orzecznictwa: ile wyroków mi uchylono, ile zmieniono, ile moich rozstrzygnięć się utrzymało. Tak samo jak z przewlekłością: szczegóły już nie mają znaczenia, na przykład, jeśli przyznam za niskie lub za wysokie – zdaniem sądu odwoławczego – zadośćuczynienie, ale wyrok co do zasady jest słuszny, to i tak ląduje to w worku „zmienione”.

Co w takim razie należałoby zmienić, żeby sądy funkcjonowały sprawniej?

Kilka kwestii wysuwa się na pierwszy plan:

  • zasilenie kadrowe sądów, przynajmniej obsadzenie wakatów;
  • większa liczba dobrze wyszkolonych, zatrudnionych na stałe pracowników administracyjnych;
  • – specjalizacja wśród sędziów (Naprawdę, nie sposób znać się na wszystkim. Gdy mam na sali sądowej dwóch pełnomocników i biegłych, którzy na przykład zajmują się tylko kredytami we frankach, czy jak ty, błędami medycznymi, i żonglują argumentami opartymi na specjalistycznej wiedzy, to trudno mi udawać, że wiem tyle samo, przynajmniej w tym momencie. Chętnie bym się dokształcił, ale to luksus, na który z racji permanentnego braku czasu, nie mogę sobie pozwolić).

Nie ma co majstrować przy przepisach. Procedura cywilna naprawdę pozwala na sprawne rozpoznanie spraw, gdyby tylko był na to czas i sprawny personel do pomocy.

Lubisz swoją pracę?

Już nie. Bycie sędzią przestało być dla mnie wartością, odkąd zewsząd słyszymy, że sędziowie to złodzieje i łapówkarze. W nieznanym gronie nie przyznaję się, że jestem sędzią, bo jeszcze ktoś pomyśli, że ukradłem kiełbasę. Dwa razy się zastanowię, czy i z kim mogę się spotkać, żeby nie być posądzonym o uleganie wpływom czy branie łapówek.

Nie wiem tylko, co mógłbym innego w życiu robić. Do tej pory ceniłem sobie niezależność, to, że to co robię, robię w zgodzie ze swoim sumieniem, nie muszę zabiegać o klientów, jestem szanowany.

Nigdy nie narzekałem na zarobki (sędzia sądu rejonowego zarabia około 9 tys. zł. – przyp. JB), choć sędzia nie może sobie dorobić.  Czasem tylko dziwnie się czułem, kiedy słyszałem od świadka, operatora koparki na przykład, że ma wynagrodzenie miesięczne na tym samym poziomie, co ja. Miałem jednak zagwarantowaną przyszłość – możliwość przejścia w stan spoczynku po osiągnięciu wieku emerytalnego z gwarantowanym uposażeniem na poziomie 75 % ostatnich zarobków. Teraz ta przyszłość jest mocno niepewna.

Jako sędzia jestem niezawisły, co oznacza, że rozstrzygając sprawę podlegam wyłącznie Konstytucji i ustawom, nie podlegam żadnym naciskom i żadnym zależnościom z zewnątrz.  Tyle teoria. Od ostatnich zmian chcąc nie chcąc muszę mieć jednak świadomość, że jeśli ktoś będzie chciał wywrzeć na mnie nacisk, to może wykorzystać do tego celu postępowanie dyscyplinarne i mogę być w każdej chwili wydalony z zawodu, bo w morzu 500 spraw łatwo o pomyłkę.  Nawet nic nie znaczącą, ale taką, która wystarczy za pretekst do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. I tak w stanie niepewności – na przykład trwającego postępowania dyscyplinarnego i grożącej kary wydalenia, każdy sędzia będzie mógł być utrzymywanym przez lata…

Ludzie mają rację, że są rozgoryczeni tempem rozpoznawania ich spraw, bo sprawy się wloką, ale to nie jest do zmiany z mojego punktu widzenia. Ja robię, co mogę. A jednocześnie czuję się atakowany z dwóch stron: bo mamy z jednej strony nagonkę medialną na środowisko sędziów i „kastę”, a z drugiej strony, od wewnątrz sądu, odbijam się od mury złej organizacji i braków kadrowych. A do tego prezes sądu też, żeby mieć podkładkę „na wszelki wypadek”, pisze do mnie na przykład, że sprawa jest objęta nadzorem administracyjnym, że mam wyznaczyć szybki termin rozprawy – choć wie, w jakich realiach pracuję.

Obecna sytuacja niestety przesłania dobre strony mojego zawodu. Czuję się niesprawiedliwie oceniany. Pracuję pod presją. Może to wypalenie i powinienem iść na urlop. Wtedy moje 500 spraw prezes rozdzieli między moich kolegów, ale ani szybciej, ani lepiej od tego na pewno nie będzie.

W czym mogę Ci pomóc?

    Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Budzowska Fiutowski i Partnerzy. Radcowie Prawni w celu obsługi przesłanego zapytania. Szczegóły: polityka prywatności.

    { 17 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }

    Liliana 21 stycznia, 2018 o 19:11

    Przez 15 lat pracowałam w sądzie, w mieście wojewódzkim. Od protokolanta po starszego sekretarza i w sekretariacie głównym wydzialu. Mam i w trakcie pracy mialam wykształcenie prawnicze, więc dokładnie takie samo, jak sedzia udzielający wywiadu. Czy byłam pracownikiem nisko wykwalifikowanym? Nie. Ale faktycznie, bylam traktowana jak personel pomocniczy, mimo ze pisałam wiele orzeczeń i zarządzeń, pod którymi sędzia w ciemno się podpisywał. Sędzia nawet nie raczył zabrać tomu akt na salę mówiąc, ze to on jest sędzią, a od tego jest sekretarka. No tak, gorszy gatunek. Pochodzę z rodziny prawniczej, sama teraz wykonuję ten zawód. Praca w sądzie dała mi ogromne doświadczenie zawodowe, ale pozostawiła ogromny niesmak do sędziów.

    Odpowiedz

    Jolanta Budzowska 21 stycznia, 2018 o 19:48

    Pani Liliano, dziękuję za Pani głos. Bardzo cenne spostrzeżenia.
    Ja jako pełnomocnik widzę niestety na sali tylko wierzchołek góry lodowej. Nie wiem, kto wnosi akta, ani kto jest autorem projektów. Czasem tylko mogę dostrzec, że protokolant dokładnie wie, co się dzieje na sali… Dawniej, przy pisemnych protokołach widać było jak na dłoni, który z protokolantów pisze ze zrozumieniem, a który bez. Teraz, przy rejestracji audio-video, nawet już to jest rzadko dostrzegalne dla pełnomocników. Z uznaniem przyjmuję telefony z sądu (nadal rzadkie – ale jeśli już, to od protokolantów i asystentów, od sędziego odebrałam w ciągu dwudziestu lat praktyki może jeden telefon) o odwołaniu rozprawy w ostatniej chwili czy w sprawie terminu badania mojego Klienta przez biegłego, albo odnośnie propozycji biegłych.
    W poście przedstawiłam – bez cenzury – punkt widzenia sędziego. Czas na głosy innych uczestników wymiaru sprawiedliwości.

    Odpowiedz

    Marta 2 marca, 2018 o 12:25

    „Dokładnie takie samo” wykształcenie jak sędzia? Studia z wyróżnieniem, aplikacja, egzamin na 5? Czyżby? Żeby zostać sedzią same studia prawnicze to cokolwiek za mało, aplikacja niekiedy nie wystarczy, trzeba doskonale zdać egzamin i zapracować sobie na dobrą opinię. Szanowna Pani, oczywiście ludzie są rożni, są rożni sędziowie i rożni pracownicy sądu, niestety zmorą polskiego wymiaru sprawiedliwości jest niedobór kompetentnych ludzi do pracy na stanowiskach administracyjnych, nawet jeśli Pani była chlubnym wyjątkiem. Nie dziwi to, bo selekcja jest negatywna, lepiej płacą w Biedronce i Lidlu, a i jeszcze 500 + do tego. Praca niewdzięczna i wymagająca, kompletnie nie doceniana. Za błędy sekretarzy jednak odpowiedzialność ponoszą odpowiedzialność (szczegolnie wizerunkową) sędziowie. Moj mąż jest sedzią, w swojej 7-letniej karierze miał ok. 6 sekretarzy i tylko jedna Pani Monika była niezawodna, myśląca i kompetentna, choć nie miała prawniczego wykształcenia. Mój mąż wspinał się na wyżyny cierpliwości, tłumaczył, uczył, motywował, ale było ciężko, wielokrotnie musiał na sali oczami świecić przedcstronami, bo sekretarz nawalił. Brakuje też sędziów, to jest bardzo sfeminizowany zawód (urlopy macierzyńskie) i wyniszczający zdrowie (urlopy zdrowotne). I znowu przykład z życia wzięty: A 7 sędziów w wydziale 3 sędzie na macierzyńskim, jedna na długotrwałym zdrowotnym, pozostało 3 sędziów, z których jeden był prezesem sądu i miał mnóstwo innej administracyjnej pracy i dwóch sędziów liniowych. I tak przez półtora roku, choć w wydziale formalnie jest 7 etatów. Bolączką też jest nadmierne obciążenie sądów sprawami pieniaczy, którzy sie procesują o pietruszkę, korzystają ze wszystkich możliwych instrumentów by przedłużać postepowanie w nieskończoność i piszą paszkwile, których czytać i zrozumienie zabiera dużo tak bardzo czasu.

    Odpowiedz

    BB 24 stycznia, 2018 o 21:00

    Ale za błedy i pomyłki sędziego płacą czasem ludzie całym swoim dorobkiem zdrowiem i życiem . Wykorzystywanie nagminnie fikcji doreczenia byle nie było zmiany decyzji lub jej uchylenia jest wygodne dka sędziów ale rujnuje niejednokrotnie życie obywatela . Nie może być mowy w ustach sędziego o możliwosci jakiejkolwiek omyłki a tym bardziej umniejszania jej roli do nic nieznaczącej . Sędziowie winni sami wyłapywać swoje omyłki i je naprawiać nawet uchylajac poprzednie wlasne orzeczenua . Nie może być tak ze fałszuje sie dokumenty i popełnia nieprawosci byle do akt nie wpisano uchylenia orzeczenia . Wyoowiedz wskazuje ze sedzia w okreslonych okolicznosciach staje sie strinniczy i wykorzystuje luki prawne byle uniemozliwic stronom skuteczną apelacje i zwrot sprawy . To jest patologia i stoi w sprzecznosci z Konstytucją bo sedzia ma byc bezstronny a nie bronic za wszelka cene np fikcja doreczenia nie praea ale mozluwosci swojego awansu

    Odpowiedz

    mmm 28 lutego, 2018 o 20:37

    Przecież fikcja doręczenia nie wynika z widzimisię sędziego, tylko z przepisów procedury, czy to karnej czy to cywilnej. I powstała w ściśle określonym celu – żeby ktoś zmieniając miejsca zamieszkania czy unikając odbioru poczty nie mógł się uchylać od odpowiedzialności, czy przedłużać postępowania. Jakoś przez tyle lat funkcjonowania tej metody nikt nie zaproponował skutecznej alternatywy.

    Odpowiedz

    Nazir 9 marca, 2018 o 10:12

    Jak to nie ma zmian? A ostatnio bedaca w przygotowaniu opcja dostarczenia np. przez komornika? Jeli sad nie jest w stanie ustalic miejsca pobytu osoby to jak mamy wsadzac przestepcow wobec takiej niemocy. Przestepca zostawi swoj adres i napisze kiedy bedzie w domu?

    Odpowiedz

    marta 2 marca, 2018 o 15:31

    I to jest kolejny problem: Obywatel nie ma żadnej wiedzy prawnej, nawet na poziomie podstawowym, dlatego też snuje teorie spiskowe, wysuwa takie jak wyżej zarzuty, do których trudno sie odnieść nie posługując sie językiem i tematyką, której ten obywatel i tak nie zrozumie. Gdybyż jeszcze takich bzdur ludzie nie pisali nagminnie w pismach procesowych.

    Odpowiedz

    Nazir 9 marca, 2018 o 10:08

    Marta, sa pewnie i tacy ale zareczam ze sa tacy co bez wyksztalcenia prawniczego sa lepsi od prawnikow. owszem ich wklad w uzyskanie efektu jest duzy ale w dobie internetu naprawde mozna duzo osiagnac bez papierka magistra. Znam przypadek gdzie na skarge paulianska temat dosc trudny ze wzgledu na wykladnie prawna itp strona stanela naprzeciwko mecenasa wyspecjalizowanego w sprawach cywilnych. I mecenas przegral. Ale strona wlozyla naprawde wiele wysilku w przygotowanie pozwu i prowadzenie sprawy i zagiela takze prawnie mecenasa. Z koniecznosci ludzie czasami msza walcyc o swoje prawa sami bo ich nie stac na adwokata. I zalezy od nich jak dobrze sie przygotuja. Nie przeczytaja zapisow kodeksu to za malo – ale przegladna orzecznctwo wykladnie itp. wiec bylbym strozny ze ludzie krytykja sedziow bo nie znaja prawa bo mozna sie czasami mocno pomylic

    Odpowiedz

    Karolina 1 marca, 2018 o 13:25

    Pracowałam przez kilka lat jako asystent sędziego w sądzie okręgowym w dużym mieście wojewódzkim. Pozwolę sobie na polemikę ze stanowiskiem pana sędziego w przedmiocie pracy asystentów, ponieważ znam problem z trochę innej strony. Po raz pierwszy spotykam się ze stwierdzeniem, by asystenci byli szkoleni przez sędziów (może pan sędzia to wyjątek od tej reguły albo ja trochę inaczej rozumiem słowo „szkolić”). Wprost przeciwnie, pokusiłabym się o stwierdzenie że to asystent rozstrzyga sprawę. Z doświadczenia mojego i moich znajomych wynika że asystent nie dostaje od sędziego wskazówek co do kierunku rozstrzygnięcia, a ma sam podjąć decyzję w sprawie na podstawie analizy akt. O sporządzeniu projektu z błędnym rozstrzygnięciem asystent dowiaduje się najczęściej dopiero wtedy gdy sędzia w sposób negatywny weryfikuje jego comiesięczną kartę pracy (czyli wtedy gdy z uwagi na natłok zajęć nie pamięta już o co w danej sprawie chodziło). Gdzie tutaj mamy szkolenie, rozumiane choćby jako krótkie nakreślenie sprawy i głównych problemów, wskazanie na co zwrócić uwagę lub zweryfikować? Pan sędzia mówi o 'pomocy na papierze’ czyli de facto żadnej (tak to mnie dla brzmi). Moim zdaniem nie można oczekiwać, że osoba będącej świeżo po studiach lub aplikacji będzie miała doświadczenie i praktyczną wiedzę sędziego z często wieloletnim stażem, w szczególności gdy wynagrodzenie za tę pracę jest zupełnie nieadekwatne do obciążenia pracą, wymaganiami i stresu (wynagrodzenie 2000 zł netto obecnie nie pozwala na godziwe życie, w ciągu 3 lat pracy jedyna podwyżka o wysokości … 70 zł brutto). Z uwagi na pracę z sędziami o różnych charakterach praca asystenta jest niezwykle stresująca, w szczególności gdy współpracuje się z sędziami wprost wyliczającymi czas (w minutach) na dane czynności/projekty. Niejednokrotnie pisanie projektów kończyłam w domu lub przychodziłam do pracy w weekend, by tylko odgrzebać się z akt czekających do przerobienia. Mimo że od dawna nie pracuję już jako asystent sędziego (na szczęście), słowa pana sędziego mnie wzburzyły, bo sugerują że praca asystenta to żadna praca i żadna pomoc. Znając realia tej pracy (niezależnie od możliwości poszerzenia swoich prawniczych horyzontów) i słysząc podobne opinie sędziów o pracy asystentów, nie prognozuję wzrostu zainteresowania nią.

    Odpowiedz

    Tomasz Kazubski 1 marca, 2018 o 19:29

    Sędzia sędziemu nie równy. Sąd sądowi nierówny. Jestem zaskoczony, że są też sądy odwoławcze, które apelacje rozpoznają „od ręki”.

    Odpowiedz

    Nazir 9 marca, 2018 o 10:01

    Dorzuce swoje 3 grosze jako podsadny….Rzeczywiscie czara oryczy w spoleczenstwie sie przelala. niestety wynika to tez nie z tego ze sprawy trwaja ale z tego jak zapadaja wyroki/postanowienia. Mozna przegrac i miec poczucie ze jednak bylo fair ale moglo byc i naczej i tez byloby fair. Jednak sa sprawy gdzie jest polowanie na podsadnego i dobiera sie tak material dowodowy zeby wyszedl okreslony wyrok. O takie przypadki chodzi…
    Po roprawach w sadzie rodzinnym trafilem do sadu cywilnego. Przecieralem oczy ze zdumienia. Jakbym wyladowal w innym swiecie. Sposob przygotowania prowadzenia bycie sedzia ktory wazy argumenty a postepowanie ustawione w kierunku dogadywania sie stron zarowno co do organizacji rozprawy czasu na rozprawe. Rece skladaly sie same do oklaskow. Ja takiego sadu chce…. a nie takiego ktory odrzca dowody bo…. tak bo nie pasuja mu do wizji, sadu w ktorym sedzia w trakcie sprawy nie mowi jakie bedzie wygladało postanowienie/wyrok. Najbardziej jst mi zal tych sedziow ktoryzy wykonuja swoja prace dobrze lub bardzo dobrze jak wspomniany wyzej sedzia. To tacy sedziowie jak sedzia Topyla sprawiaja ze spoleczenstwo nie mowi ibaczej o sedzich jak kasta lapowkarze itp. Wspolczjue tym uczciwym (sa tacy bez watpienia) bo uogolnienie i generalizacja ich krzywdzi. Niemniej jednak samo srodowisko zasluzylo sobie na to…. Zamiast bezwzglednie elominowac czarne owce to czarne owce sa chronione. Przyklad sedziego Topyły. Nawet jesli wyrok SN mowil co innego to w odbiorze spolecznym sedzia bedzie okrelany nie jako niewinny ale ten co zostal ocalony przez kaste

    Odpowiedz

    Kamil 9 marca, 2018 o 13:01

    Bardzo ciekawy wywiad. Ogólnie należy zgodzić się z diagnozą rzeczy które należy zrobić aby sądy funkcjonowały sprawniej, ale ja bym dodał jeszcze jedno. Dopóki będziemy funkcjonować rzeczywistości polegającej na permanentnej biegunce legislacyjnej wątpliwej jakości przepisów prawa, dopóty nie widzę jako takiej szansy na stabilizację w wymiarze sprawiedliwości i rzeczywistości prawnej w której funkcjonuje społeczeństwo. Niestety nie jest dobrze. Ilość nowych przepisów i zmian przepisów jest ogromna. To jednak nie wszystko, warto przeanalizować jak wyglądają te „nowe” ustawy. Standardowo ustawa dziś zawiera tak skomplikowane przepisy inter temporalne, iż nawet profesjonalistom stwarza to duże problemy i zajmuje ogromną ilość czasu. Vacatio legis często jest tak krótkie, iż niejednokrotnie sam ustawodawca z trudem daje radę opublikować ustawę przed jej wejściem w życie. Często też przepisy wchodzą ratami…. Przykładowo mnie zajęła choćby analiza ustawy zmieniającej ustawę o KRS a w szczególności przepisów intertemporalnych kilka godzin…. Jak z tym mają radzić sobie obywatele „nie prawnicy”? Nie wiem. Nie wspomnę już, iż „nowomodą” są ustawy zmieniające kilkanaście/kilkadziesiąt ustaw oraz ustawy wprowadzające standardowo po kilka/kilkanaście przepisów karnych, jeszcze bardziej przyczyniając się do rozlewania przepisów materialnych prawa karnego poza kodeks karny. Wszystko to przyczynia się do zwiększenia przewlekłości, skomplikowania a tym samym błędów oraz ilości postępowań sądowych i około sądowych. Nie tędy droga.

    Odpowiedz

    Jolanta Budzowska 9 marca, 2018 o 17:40

    W pełni się zgadzam z tymi uwagami. Ostatnio zauważyłam, że prokuratorzy chodzą na rozprawy z ksero fragmentów Kpk, bo za każdym razem muszą się dopasować do sprawy: czy jesteśmy w „kontradyktoryjnej”, czy w innej procedurze:) A drukarnie (i nasze portfele) nie nadążają za zmianami przepisów.

    Odpowiedz

    Marcin 19 marca, 2018 o 19:59

    Ja tylko dodam jako asystent z 4 letnim doświadczeniem, że system pracy w sądzie jest fatalny. Rzeczywiście do wdrożenia się do pracy w wydziale swoim potrzebowałem około roku, ale po tym czasie spoglądałem na 1 kartkę pozwu, rozstrzygnięcie sędziego i nie miałem problemu aby wiedzieć co napisać w uzasadnieniu. Polisolokata – dobra wiem, niedozwolona kara umowna – cyk, regres ubezpieczeniowy – proszę bardzo. Oceniałem swoją pracę bardzo dobrze, przełożeni też ciągle komplementowali. Tylko wiecie co drodzy Państwo dostawałem w zamian ? Więcej pracy! Bo nowa asystentka to tego nie umie, a bo Pani taka to nie kumata i jej prostą sprawę trzeba dać, a to inna Pani dopiero po macierzyńskim. I tak sobie dostawałem więcej pracy, więcej wymagań za tę samą kasę co inni. A jak mi się już nie chciało i równałem poziomem do innych asystentów to podniesiono larum, że spadła mi wydajność. Ano spadła bo dostanie 100 brutto więcej nagrody od innych czy uscisk dłoni sędziego to gra nie warta świeczki. Mam nadzieję, że ucieknę z tego zawodu jak najszybciej

    Odpowiedz

    Michał 25 marca, 2018 o 18:23

    Chyba pracuję w sądzie na innej planecie, bo u mnie w wydziale (Warszawa) biegłych wyznacza pracownik sekretariatu (sędzia jedynie wydaje postanowienie, w którym wskazuje specjalizację biegłego, czasem błędnie), a odezwy przygotowują protokolanci (sędzia jedynie je podpisuje, bo taki jest wymóg). Pism z informacją o zmianie adresu w ogóle nie przedstawiam sędziemu, tylko sam odnotowuję zmianę w systemie, ewentualnie informuję o niej stronę przeciwną (jeśli nie otrzymała zawiadomienia bezpośrednio). Gdy świadek nie odbiera wezwania, dzwonię do pełnomocnika lub strony i pytam, czy w międzyczasie adres się nie zmienił. Dopiero gdy sprawa się komplikuje (np. gdy trzeba zobowiązać podmiot trzeci do podania adresu domowego pracownika), idę po zarządzenie do sędziego. Co więcej, u nas sędziowie zasadniczo nie dyktują, trzeba więc – mimo nagrywania – pisać samemu, dużo i dobrze! Ja akurat nie mam z tym problemu (wykształcenie filologiczne). Jeśli ktoś jednak nie ma tyle szczęścia, musi odsłuchiwać zeznania. PS. Niedługo składam wypowiedzenie.

    Odpowiedz

    Asia 28 marca, 2018 o 13:06

    Dzięki za przybliżenie mi pracy sędziego. Myślałam zawsze że to lżejszy kawałek chleba, wszędzie to wygląda na takie proste. A w rzeczywistości jest z goła inaczej. Dało mi to do myślenia w kwestii studiów prawniczych. Pozdrawiam 🙂

    Odpowiedz

    Hmmmmmm 12 marca, 2023 o 15:07

    Przepraszam bardzo, ale to jest jakaś totalna bzdura. Pracowałam na kilku wydziałach i nikt nigdzie mnie nie szkolił, takie same doświadczenia mają znajomi z innych sądów. Asystent sędziego dostaje akta z poleceniem zaproponowania rozstrzygnięcia, napisania wyroku i uzasadnienia. Bardzo wielu asystentów prezentuje poziom sędziowski i sędziowie nic nie robią poza złożeniem podpisu na stosownym dokumencie. Często to asystent zauważa, że coś jest w postępowaniu sp… i ratuje sędziemu d… wymyślając jak to wszystko naprawić. Asystent dostaje kilkutomowe akta, które pierwszy raz widzi na oczy i panuje zasada: na każdy tom (200 stron) jeden dzień – w tym czasie trzeba zapoznać się z materiałem, przeanalizować go, często odsłuchać nagrania z rozpraw, bo protokół zazwyczaj jest bardzo niejasny, (przeinacza intencje stron i świadków lub nie precyzuje wszystkiego dokładnie, chociaż przesłuchiwany wyraził się bardzo dokładnie), a potem trzeba to wszystko opisać, podsumować, uargumentować, a co najważniejsze samodzielnie zdecydować o rozstrzygnięciu. Czym asystent lepszy tym więcej i tym trudniejsze sprawy dostaje, za te same marne pieniądze, co inni mniej pracowici, mniej zdolni, mniej doświadczeni. Owszem bywają gorsi asystenci, ale to już wina całego środowiska, że zatrudniają znajomych i rodzinę lub osoby prosto po studiach bez doświadczenia, ale grunt, że wyryły na blachę przepisy, do których w każdej chwili można zajrzeć, a z czasem i tak pewne treści mechanicznie wpadają w nawyk ( do czasu, aż znowu zmienią się przepisy). W tym zawodzie liczy się co innego, nie pamięciowa znajomość przepisów i dobra zdawalność egzaminów. W tym zawodzie trzeba ludzi o analitycznym umyśle, doświadczeniu życiowym i zawodowym, z konkretnymi predyspozycjami. Do tego, aby wysłać ponownie korespondencję, tym razem na poprawny adres, nie trzeba specjalnych umiejętności, nie wiem dlaczego nie mogą protokolanci samodzielnie tego robić i informować sędziego o wyniku – tu faktycznie wina systemu. W kancelariach komorniczych pracują już głównie mgr prawa, bo jest ich multum, ale kiedyś osoby po średnim prowadziły całe postępowanie egzekucyjne, mając pełna decyzyjność. Nikt nie musiał pytać szefa, czy może umorzyć/zawiesić postępowanie, czy może ponownie wysłać korespondencję itd. – średnio ogarnięta osoba bez problemu radzi sobie z tym i żadne studia nie są potrzebne.
    Jeśli chodzi o pracę asystenta jest dość trudna z uwagi na mieszany rodzaj pracy. Niby praca jest godzinowa na etacie , ale co kilka dni pracuje się dla innego sędziego (może być ich nawet kilkunastu, z których każdy ma inne wymagania i inną interpretację przepisów). W tym czasie należy wykonać wyznaczone zadania i oddać gotowe ostatniego dnia. Jak człowiek źle się czuje itp. nie może 2 dni robić czegoś lżejszego, a cięższe sprawy przesunąć, bo nie zdarzy – z reguły sędziowie chcą, aby asystenci w pierwszej kolejności robili trudne i obszerne sprawy, bo coś szybkiego i prostego zostawiają dla siebie.

    Odpowiedz

    Dodaj komentarz

    Na blogu jest wiele artykułów, w których dzielę się swoją wiedzą bezpłatnie.

    Jeśli potrzebujesz indywidualnej pomocy prawnej, napisz do mnie :)

    Przedstaw mi swój problem, a ja zaproponuję, co możemy wspólnie w tej sprawie zrobić i ile będzie kosztować moja praca.

    Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Budzowska Fiutowski i Partnerzy. Radcowie Prawni w celu obsługi komentarzy. Szczegóły: polityka prywatności.

    Poprzedni wpis:

    Następny wpis: