Czy widzieliście na FB Akcja Nadzieja?
To niesamowite, że w ludziach są takie pokłady dobrej energii!
Rodzice Jasia Wiśniewskiego* napisali o tej akcji tak:
„Czasami w życiu spotyka się osoby, które na zawsze zostają w naszym sercu. Julka Kamińska to właśnie taka osoba. Na miejscu w Warszawie mogliśmy przekonać się jak bardzo chce pomóc ciężko chorym dzieciaczkom i ile w związku z tym poświęciła czasu, energii… (…) Cała ekipa pracująca przy spocie promującym Fundacja Medycyny Regeneracyjnej ” Dar Nadziei” to mega pozytywni, perfekcyjni i po prostu ciepli ludzie… (…) „Dar Nadziei” gromadzi środki, które mają zapewnić terapię dzieciom chorującym na poważne schorzenia neurologiczne, potrzebne są ogromne sumy, ale wierzymy, że się uda, praca tych wspaniałych Ludzi na pewno przełoży się na nasz wspólny sukces. Może w końcu nasz Jasiek i inne czekające dzieci: Kuba, Zuzia, Ewa, Hubert, Staś, Miłosz…i wiele innych dostaną długo wyczekiwane komórki macierzyste, a wtedy rozpocznie się nowy okres w ich trudnym życiu i doczekamy się dni pełnych radości i szczęścia, bo nie będą targały nimi ból, wstrętne ataki padaczki, a spastyka nie będzie rządziła ich małym ciałkiem.”
Właśnie. Kiedy dochodzi do błędu medycznego, a bezpośrednio poszkodowanym jest dziecko albo osoba całkowicie niezdolna do samodzielnej egzystencji, cały ciężar opieki i leczenia spoczywa najczęściej na najbliższej rodzinie. Fizycznie i materialnie, co oznaczy także, że wszystkie wydatki idą z kieszeni rodziców czy rodzeństwa.
Komu wówczas przysługuje zwrot tych wydatków w przypadku procesu? Innymi słowy: kto powinien być – w nomenklaturze prawniczej – „powodem”? Wydawałoby się, że ten kto faktycznie wydaje te pieniądze.
A jednak nie: z pozwem występuje pacjent. Nawet, gdy jest dzieckiem (wówczas reprezentują go rodzice) i nawet, gdy jest ubezwłasnowolniony (wymagana jest m.in. zgoda sądu opiekuńczego). W świetle przepisów i orzeczeń sądów poszkodowanym jest więc ta osoba, która doznała uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia.
Mimo, że to my przez lata opiekujemy się poszkodowanym dzieckiem czy niepełnosprawnym na skutek błędu medycznego innym członkiem rodziny, wykładamy pieniądze na leki i lekarzy, to kiedy proces kończy się wyrokiem zasądzającym odszkodowanie – otrzymuje je poszkodowany pacjent. Jeśli wszystko zostaje wśród bliskich, to sytuacja nie budzi większego sprzeciwu
Od lat zadaję sobie jednak pytanie: co ze środkami, które pochodzą z indywidualnych kont prowadzonych na rzecz poszkodowanych przez różnego rodzaju fundacje? Od strony prawnej – pieniądze są własnością fundacji, bo to na jej rachunek bankowy darczyńcy wpłacają darowizny. Nie ma przy tym znaczenia, że wskazują konkretny cel. Od strony faktycznej: to środki zdobyte z ogromnym trudem przez rodzinę, najbliższych, znajomych i wszystkich, do których tylko uda się dotrzeć. Na koniec: fundacja płaci bezpośrednio sprzedawcom za sprzęt rehabilitacyjny czy turnusy rehabilitacyjne albo jak w tym przypadku za kuracje komórkami macierzystymi – to nie na poszkodowanego wystawiane są faktury.
Czy pokrycia takich wydatków też możemy domagać się w procesie o odszkodowanie? Wydawałoby się, że tak. Sytuacja na pozór nie różni się przecież od tej, gdy za leczenie poszkodowanego też nie płaci on sam, tylko ktoś z rodziny, a potem sąd i tak mu to zwraca na mocy wyroku.
Jedna ze spraw, gdzie w porozumieniu z mamą poszkodowanego chłopca „testowo” dochodziliśmy takich roszczeń, zakończyła się niestety przegraną w tym zakresie. Chcieliśmy, aby sąd przyznał dziecku zwrot poniesionych kosztów leczenia i rehabilitacji (między innymi na zakup zakup sprzętu rehabilitacyjnego, wózka inwalidzkiego, aparatu pionizacyjnego, maty leczniczej z hydromasażem, pościeli antyalergicznej, likwidacji barier architektonicznych w mieszkaniu i kosztów turnusów rehabilitacyjnych). Wydatki te zostały pokryte wcześniej przez fundację, ale środki uzbierano wyłącznie dzięki wysiłkom mamy chłopca.
Sąd, nie kwestionując konieczności i celowości tych wydatków, przyjął jednak, że uznanie roszczeń w tym zakresie prowadziłoby do nieuzasadnionego przysporzenia majątkowego. Czyli, przekładając na język potoczny: że dziecko zarobiłoby na takim wyroku. Choć taka decyzja budzi odruchowy sprzeciw, możliwości jej skutecznego zaskarżenia są mizerne. Niestety, nie ma jednoznacznego przepisu, który umożliwiałby zwrot kosztów leczenia osobom trzecim, takim jak w tym przypadku fundacje, nawet gdy to z ich rachunku finansowane było wcześniej leczenie. Można próbować tylko przekonać sąd do „odpowiedniego stosowania” niedoskonałego prawa.
I tak oto desperacja rodziców, po nocach piszących maile z prośbą o pomoc i organizujących koncerty charytatywne, łagodzi w dużym stopniu odpowiedzialność i ratuje budżety sprawców. O tyle, ile uzbierają bliscy „na fundację”, zostanie pomniejszone odszkodowanie należne od szpitala i ubezpieczyciela. I nikogo nie obchodzi, że fundacja jest tu nierzadko wyłącznie pośrednikiem, a cały układ wymuszony głównie przez podatki.
Sprawiedliwe?
*Rodzice Jasia wyrazili zgodę na opisanie w poście ich historii.
{ 8 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
„Sprawiedliwe?”
z racji tematyki bloga, uważam, że będę trochę kontrowersyjny w swojej wypowiedzi i może mnie” zjecie”, ale uważa, że tak, że jest to sprawiedliwe, że sąd się nie zgodził i uważam, że nie powinien się zgadzać na takie rzeczy
fundacje co roku otrzymują pieniądze z 1% naszych podatków i są to nie małe kwoty
sam prowadzę działalność i ten 1% przeznaczam na konto fundacji i myślę, że o tym Pani zapomniał pisząc ten wpis, fundacja nie ma swoich pieniędzy, tylko dosłownie ma moje pieniądze( i nie napisałem tego, bo nie chcę, żeby te pieniądze tam trafiły, chcę), ale uważam, że sąd nie jest od zasilania konta fundacji, bo to byłoby jawne wzbogacenie się i możemy tym sposobem dojść do wniosku, że fundacja nie powinna w ogóle tracić pieniędzy tylko dostawać je od darczyńców i co roku z 1%, a później dostawać ich zwrot, to nie byłaby fundacja tylko bank
zawsze poszkodowany może kupić to z własnej kieszeni i dochodzić zwrotu, który na pewno otrzyma jak będzie uzasadniony
to jest moje zdanie
Nie, ja nie zjem:-) Panie Rafale, chodzi o nieco inny aspekt. Oczywiście, fundacje pozyskują też środki dzięki własnej aktywności. Kiedy jednak pełnią funkcję wyłącznie „świnki-skarbonki” – wpłaty pochodzą np. od rodziny lub przyjaciół poszkodowanego, to uważam, że wtedy koszty leczenia pokrywane z takich oszczędności też powinny być czy to poszkodowanemu, czy to fundacji, zwracane przez sprawcę szkody albo jego ubezpieczyciela.
gorzej tylko jak te ,,świnki-skarbonki” za bardzo polubią zwroty poniesionych przez nie kosztów
Na pewno je spożytkują na potrzeby podopiecznych,zgodnie z celami statutowymi, a o to przecież chodzi.
nie doprecyzowałem, miałbym obawy czy wtedy nie byłoby chęci pomocy tylko w sytuacjach, w których istniałaby pewność co do zwrotu wydanych pieniędzy
Nie sądzę, fundacje przecież dużo robią też same, byłoby niesprawiedliwe postrzegać je wyłącznie w kategoriach „świnek skarbonek”. Zasilenie w środki „ze zwrotów” tylko je wzmocniłoby i rozszerzyło możliwości pomocy.
W moim wpisie nie chodziło o to, że fundacje źle działają, tylko o to, że w zakresie, w jakim fundacje (same czy dzieki osobom wspierającym konkretnych poszkodowanych) pokrywają koszty leczenia – zyskują na tym sprawcy, czyli ci, którzy powinni faktycznie zapłacić za leczenie.
Hmm, faktycznie. Trochę jak w tej historii z 500+ i alimentami. Kiedy sądy już zaczęły obniżać alimenty z powodu 500+. Czyli pieniądze, które miały pójść na poprawę sytuacji dziecka w rzeczywistości poprawiałyby sytuację osoby zobowiązanej do alimentacji.
Tylko że tam trafiło w sztandarowy projekt obecnych rządzących, więc szybko zajęto się uściśleniem prawa w tej kwestii.
Rzeczywiście, ciekawa analogia. Zobaczymy, jak szybko pójdzie ustawodawcy z poprawkami do 500+, bo np. ws Wojewódzkich Komisji do Spraw Orzekania o Zdarzeniach Medycznych łatwo nie jest – od czterech lat wiadomo, co wymaga zmiany, ale ustawa obowiązuje (praktycznie) bez zmian.