Jolanta Budzowska

radca prawny

Partner w kancelarii Budzowska Fiutowski i Partnerzy. Radcowie Prawni (BFP) z siedzibą w Krakowie. Specjalizuje się w reprezentacji osób poszkodowanych w cywilnych procesach sądowych w sprawach związanych ze szkodą na osobie, w tym w szczególności z tytułu błędów medycznych oraz z tytułu naruszenia dóbr osobistych.
[Więcej >>>]

Jak uzyskać odszkodowanie?

Pomyłka lekowa

Jolanta Budzowska11 marca 2025Komentarze (0)

Pomyłka lekowa, do jakiej doszło w ostatnich dniach w jednym ze szpitali w Krakowie, skłoniła mnie do przeprowadzenia wywiadu z osobami, które o zasadach wykonywania zawodu pielęgniarki wiedzą bardzo dużo. Rozmawiałyśmy o tym, dlaczego – mimo procedur i szkoleń – pomyłki lekowe nadal się zdarzają, i co zrobić, by ich uniknąć. Zapraszam do lektury!

Moimi rozmówczyniami były:

dr hab. Iwona Malinowska-Lipień, prof. UJ, Kierownik Zakładu Pielęgniarstwa Internistycznego i Geriatrycznego, Dyrektor Instytutu Pielęgniarstwa i Położnictwa

Wydział Nauk o Zdrowiu Uniwersytet Jagielloński-Collegium Medicum

i

Barbara Słupska – Wiceprzewodnicząca Małopolskiej Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych.

JBDziękuję, że zgodziły się Panie na rozmowę na niełatwy dla środowiska temat. Od razu przejdę do rzeczy: jakie czynniki w pracy pielęgniarki zwiększają ryzyko dla pacjentów i dla niej samej – chodzi mi na przykład o ryzyko pomyłki lekowej.

BS – Mnie podczas układania leków najbardziej przeszkadza fakt, że nie ma kultury nieprzeszkadzania takiej osobie. To powinno być święte. Ktoś, kto układa leki, musi być skoncentrowany, musi się tylko i wyłącznie tym zajmować. Zdarzało się, że z jednej strony przychodził pan doktor i mówił mi coś do lewego ucha, a drugi doktor do prawego ucha, ja nie byłam w stanie się po prostu na niczym skupić. Ile razy było też tak, że w tym czasie dzwonił telefon. Nikogo nie ma w dyżurce. Muszę odebrać, bo być może coś ważnego. Dobrze, na chwilę się odrywam, wracam, zaczynam, zaraz: na czym ja skończyłam? Nas, pielęgniarek, jest za mało. Nie mamy takiego komfortu, że w danym momencie zajmuję się jedną czynnością i niczym więcej.

IML – Dodatkowo, przemęczenie wynikające z niewystarczającej obsady na dyżurach oraz pracy na dwóch lub więcej etatach jest wyraźnie zauważalne. Coraz częściej pielęgniarki pracują na kilku etatach, co sprawia, że po nocnym dyżurze muszą pełnić dyżur dzienny w innym miejscu pracy lub odwrotnie. To prowadzi do chronicznego zmęczenia, które bezpośrednio wpływa na obniżoną percepcję i uważność podczas wykonywania nie tylko czynności związanych z przygotowywaniem leków, ale także innych obowiązków pielęgniarskich.

Ponadto występuje zjawisko dyżurów medycznych, które choć zgodne z obowiązującymi przepisami, w praktyce prowadzą do wydłużenia czasu pracy pielęgniarki ze standardowych 12 godzin do 24. Dzieje się tak, ponieważ dodatkowe 12 godzin jest kwalifikowane jako dyżur medyczny, co znacząco zwiększa obciążenie zawodowe i może wpływać na jakość świadczonej opieki.

JBProszę przybliżyć ten problem.

IML – Dyżur medyczny jest taką opcją dla pracodawcy, który może zaproponować personelowi możliwość obsady danego dyżuru w sytuacji nieobecności pracowników bądź wolnych wakatów. Dyżuru może się podjąć osoba, która pracuje w danym szpitalu – niekoniecznie z tego samego oddziału.  Jeżeli godzi się na taki dyżur medyczny i go realizuje poza standardowymi godzinami pracy.  Pielęgniarka powinna pracować w zależności od miesiąca około 160 godzin (średnio 7,35 godzin dziennie), a z dyżurami medycznymi wychodzi znacznie więcej.

Im dłuższy czas pracy pielęgniarki, tym większe ryzyko błędu. Zwłaszcza, kiedy mówimy o dyżurach nocnych. Czas, kiedy zbliża się koniec dyżuru jest tym czasem, gdzie tych błędów i pomyłek jest najwięcej.

Kolejnym problemem jest tzw. racjonalizowanie opieki. Czyli jest to niewykonanie pewnych zleconych dla danego pacjenta czynności ze względu na brak czasu.

JBCzyli mówiąc krótko: pielęgniarka pomija pewne czynności, które powinna wykonać?

IML – Tak, te, które w ocenie pielęgniarki mniej istotne u danego pacjenta. Chodzi tu też o upraszczanie sobie pracy, np. przygotowywanie leków hurtem, na cały dzień dla wszystkich pacjentów.

JBWracając do leków i ryzyka pomyłki lekowej. Mówiły Panie o realiach pracy pielęgniarek, a jak w takim razie modelowo powinno wyglądać przygotowanie leków?

IML – Są trzy podstawowe zasady przygotowywania leków, których należy przestrzegać, żeby móc poprawnie wykonać tą procedurę. Sprawdzenie poprawności samego leku, jego dawki i oczywiście pacjenta, któremu zamierza go podać.  Ta osoba, która przygotowuje lek, ta osoba ma ten lek pacjentowi podać. Dotyczy to wszystkich leków, nie tylko dożylnych.

BS – Każda pielęgniarka, która przygotowuje lek i podaje pacjentowi autoryzuje te czynności na swoim loginie w dokumentacji elektronicznej lub swoim podpisem w dokumentacji papierowej. Kiedy podaje lek dożylny to oczywiście ona to robi bezpośrednio. Natomiast jeżeli podaje lek doustny, powinna być przy pacjencie i podać pacjentowi, a pacjent powinien ten lek zażyć w obecności pielęgniarki.

Nigdy nie powinno się zdarzyć, że kieliszek z lekami zostaje na półce pacjenta. Wszelkie procedury tego zabraniają.

JBKiedy te czynności – od przyjęcia zlecenia, przez przygotowanie leku, do podania pacjentowi – odnotowuje się w dokumentacji?

IML – Wszystko zależy od rodzaju dokumentacji medycznej obowiązującej w danym szpitalu. W moim przypadku korzystamy z dokumentacji elektronicznej, w której zaznaczamy przygotowanie leku, a po jego podaniu zatwierdzamy, że został on podany.

Jednak istotnym aspektem naszej pracy jest specyfika oddziału. Na przykład na oddziale internistycznym, gdzie znajduje się kilkudziesięciu pacjentów, w większości niesamodzielnych, czas podawania leków dożylnych może się znacznie różnić. Zdarza się, że w trakcie podawania leku konieczne jest założenie nowego wenflonu, ponieważ poprzedni przecieka lub jest niedrożny, co dodatkowo wydłuża procedurę.

W takiej sytuacji pojawia się dylemat – czy każdorazowo po podaniu leku wracać do komputera, by odnotować to w systemie, czy uzupełnić dokumentację dopiero po zakończeniu podawania leków u wszystkich pacjentów. Posiadanie tabletów mogłoby znacząco usprawnić ten proces, jednak gdy komputer znajduje się wyłącznie w pokoju zabiegowym, jest to dużym utrudnieniem.

BS  – Kolejna kwestia to taka, że jest mnóstwo bardzo podobnych opakowań. Są na przykład antybiotyki w praktycznie takich samych opakowaniach, tylko różnią się nazwą. To jest bardzo mylące. Wiadomo, że my jesteśmy czujne i musimy na to szczególnie właśnie dlatego zwracać uwagę, ale tak też nie powinno być.

IML – Czasami silnie działające leki, takie jak sól fizjologiczna 10%, mają opakowania o podobnej szacie graficznej jak powszechnie stosowana sól fizjologiczna 0,9%. Tymczasem są to dwa zupełnie różne stężenia – sól 0,9% jest standardowo używana do przepłukiwania wenflonów, natomiast sól 10% ma znacznie wyższe stężenie i jest lekiem, którego nie można podać bezpośrednio do żyły. Tego typu podobieństwa wizualne mogą zwiększać ryzyko pomyłki, dlatego niezwykle ważna jest dokładna weryfikacja oznaczeń przed podaniem leku.

Pomyłka lekowa. Zdjęcie dzięki uprzejmości @siestrabożenna

Zdjęcie dzięki uprzejmości @siostrabożenna

JBWyobraźmy sobie, że dochodzi do pomyłki lekowej. Okazuje się, że jeden pacjent dostał leki innego pacjenta. Jakie powinno być postępowanie pielęgniarki w takiej sytuacji, gdy dowiaduje się o takim zdarzeniu.

IML – Przede wszystkim w takiej sytuacji należy niezwłocznie poinformować lekarza, czy to lekarza prowadzącego czy to lekarza dyżurnego. Konieczne jest także zgłoszenie tego incydentu przełożonemu, czyli oddziałowej lub osobie pełniącej jej obowiązki. Dodatkowo pacjent powinien zostać natychmiast podłączony do monitora w celu stałej obserwacji jego parametrów życiowych.

JBCo to znaczy?

IML – Pielęgniarka powinna zmierzyć parametry życiowe, w tym przede wszystkim ciśnienie tętnicze, tętno oraz ocenić stan świadomości pacjenta. W sytuacji, gdy pacjent nie jest podłączony do kardiomonitora, należy go założyć, aby umożliwić bieżącą kontrolę akcji serca i szybkie reagowanie na ewentualne zmiany jego stanu klinicznego.

JBTo powinna zrobić z własnej inicjatywy? Czy może ma czekać na zlecenie lekarskie?

IML – Powinna to zrobić z własnej inicjatywy.

JBCzy jeszcze coś chciałyby Panie dodać odnośnie ryzyka i tego jak unikać ryzyka pomyłek lekowych w pracy pielęgniarek?

IML– To jest bardzo trudny temat.  Myślę, że zwiększenie obsady jest podstawą zwiększenia bezpieczeństwa. Dziś mamy mechanizm błędnego koła, gdzie mała obsada powoduje dużą ilość obowiązków. Duża ilość obowiązków powoduje przemęczenie. Dodatkowo jeszcze pielęgniarki mają możliwość pracy na kilku etatach, a praca na kilku etatach to znów zmęczenie…

BS – Zgadzam się z koleżanką.

     ***

O pomyłkach lekowych przeczytasz też w artykułach: „Dobrowolne poddanie się karze”  i „Wyrok karny – pielęgniarka skazana„.

Autorką postu jest  mec. Karolina Kolary

Małe miasteczko. W miasteczku zamek, ratusz, galeria handlowa, a także sąd i szpital. Te dwie ostatnie instytucje okazują się, dość niespodziewanie, bohaterami burzliwej i trudnej historii, która każdego może czegoś nauczyć. Mnie po dwudziestu latach pracy nauczyła, że wiarę w sprawiedliwość można stracić, a później ją odzyskać, i to w trakcie tego samego procesu.

Może to dość naiwne ze strony prawnika, wierzyć w sprawiedliwość (słynne „Tu nie ma sprawiedliwości, tu jest sąd!” kabaretu TEY), ale mimo to od wielu lat wraz z moimi klientami idę do sądu po sprawiedliwość, właśnie, a nie tylko po wyrok.

Wiara w sprawiedliwość

Wiara w sprawiedliwość

 

Sprawy, które prowadzimy w ramach kancelarii BFP, zawsze są bardzo osobiste i zawsze wiążą się z jakąś, mniejszą lub większą traumą, a czasem – tragedią. Dlatego to tak niesłychanie ważne, żeby nasi klienci, niezależnie od treści rozstrzygnięcia, wyszli z sądu nie utraciwszy poczucia sprawiedliwości.

Wiara w sprawiedliwość

W tych tak zwanych „medycznych” sprawach niemal zawsze mamy do czynienia z sytuacją, w której pacjent lub jego rodzina stają naprzeciw instytucji: szpitala lub zakładu ubezpieczeń. Dlatego otrzymałam i otrzymuję niezliczoną ilość pytań dotyczących tego, czy z instytucją da się wygrać. Czy solidarność zawodowa środowiska lekarskiego nie przekreśla z góry szans pacjenta? A także, czy prowadzenie procesu w tym samym okręgu, w którym mieści się szpital, w ogóle ma sens. Zawsze, z pełnym i autentycznym przekonaniem rozwiewam te obawy, wierząc w sprawiedliwość.

Sprawa karna o błąd medyczny

Aż do sprawy, w której tylko do pewnego momentu wszystko szło dobrze. Najpierw wygrany proces cywilny, równolegle trwające kilka lat postępowanie karne.

W procesie karnym sąd uzyskał szeroki materiał dowodowy, a w nim kilkakrotnie uzupełnianą opinię biegłych. Poważny instytut wydał opinię zbiorową, pod którą podpisało się kilku specjalistów. Opinia była – co wcale nie jest oczywiste –  rzetelna, konkretna i niezwykle stanowcza. ŻADNYCH wątpliwości, że na kilku etapach leczenia popełniono błędy, które wiązały się z narażeniem małego pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

Wyrok sądu karnego w sprawie o błąd medyczny

A potem wyrok sądu karnego.

Uniewinniający.

Bo – zdaniem sądu – lekarz szpitala miał pod opieką wielu pacjentów i nie mógł się skupić tylko na tym jednym. Nie wiedział, w jaki sposób szybko zorganizować transport do specjalistycznego szpitala. Bo „takie są realia” pracy w szpitalu powiatowym. I jeszcze: lekarz przekazujący pacjenta był przekonany, że w karetce przyjedzie anestezjolog i będzie wiedział, co robić, a lekarz karetki przyjmujący pacjenta do transportu, który anestezjologiem nie był, był przekonany, że dostaje pacjenta ustabilizowanego i jego rola ogranicza się do wykonania transportu z punktu A do punktu B.

Wśród tych wszystkich „przekonań” sądu karnego zmarło dziecko.

Zdaniem specjalistów popełniono wiele uchybień; zdaniem Sądu nikt nie był winny.

Apelacja

Złożyliśmy apelację. Dziś (14.02.2025 r.) zapadł wyrok, w którym sąd odwoławczy uchylił wyrok uniewinniający (wobec dwojga z trojga oskarżonych) i zwrócił sprawę sądowi I instancji do ponownego rozpoznania. Sędzia dodał, że gdyby procedura na to pozwalała, byłby gotów oskarżonych skazać.

W ustnym uzasadnieniu, którego wysłuchali rodzice zmarłego dziecka Sąd stwierdził, że błędów popełnionych w szpitalu nie można zaakceptować, ani w żaden sposób usprawiedliwić.

Fragment ustnego uzasadnienia sądu drugiej instancji:

„Gdyby nie ten przepis który zabrania nam skazania w drugiej instancji (…) to my byśmy zmienili ten wyrok dzisiaj. (…) Hipotetycznie w drugiej instancji moglibyśmy [to postępowanie ] warunkowo umorzyć. Moglibyśmy, już dzisiaj, tylko nie możemy skazać. Ale doszliśmy do wniosku, że ta sprawa jest, mówiąc potocznie, za duża, za ciężkiego kalibru. Za wiele się złego stało, aby doszło do warunkowego umorzenia. Dlatego też uważamy, że to nie jest na warunkowe umorzenie, tylko na skazanie.”

Ten wyrok, to jeszcze nie koniec, ale dla rodziców zmarłego dziecka i dla mojej wiary w sprawiedliwość to bardzo wiele.

Karolina Kolary, radca prawny

***

I jeszcze kilka słów ode mnie: mec. Karolina Kolary była głównym pełnomocnikiem w tej sprawie, moja rola ograniczała się głównie do współplanowania strategii i uzgadniania kluczowych działań. Działałam jednak bezpośrednio w imieniu oskarżycieli posiłkowych na rozprawie, na której biegli odpowiadali na pytania obrońców lekarzy i wyjaśniali wątpliwości sądu odnośnie wydanej opinii. Nie mogli zrobić tego bardziej profesjonalnie.

Tak jak napisała mec. Kolary, opinie biegłych nie pozostawiały wątpliwości co do negatywnej oceny działań lekarzy. Te opinie były jednymi z najlepszych, najbardziej rzetelnych, z jakimi spotkałam się w mojej pracy zawodowej w ciągu blisko 30 lat.

A mimo to miejscowy sąd rejonowy, orzekający w tej sprawie, znalazł powody, by lekarzy uniewinnić. Wyrok uniewinniający był dla nas, jako pełnomocniczek pokrzywdzonych rodziców – oskarżycieli posiłkowych, szokujący.

Na szczęście, także dla sądu odwoławczego.

Ps: Zdjęcie budynku sądu rejonowego nieprzypadkowe. Kto rozpoznaje?

Czy DaVinci i chirurgia robotowa to przyszłość? Bez dwóch zdań. Czy operacja z wykorzystaniem robota jest zawsze bezpieczniejsza dla pacjenta niż wykonana tradycyjną metodą? Tu odpowiedź nie jest już tak jednoznaczna. Jedno jest pewne: podczas operacji robotowej błąd medyczny jest nadal możliwy. Robot nie eliminuje błędów lekarza.

Robot nie operuje sam. Wbrew powszechnemu przekonaniu, najbardziej popularny w Polsce robot DaVinci nie jest robotem w klasycznym znaczeniu tego słowa. DaVinci to tzw. telemanipulator. Odwzorowuje w czasie rzeczywistym i bez opóźnienia ruchy lekarza. Operuje nadal chirurg, a nie robot, tyle, że lekarz znajduje się w innym miejscu niż jest pacjent. Informacje o ruchach dłoni chirurga są przesyłane do wprowadzonych do jamy ciała narzędzi chirurgicznych. Narzędzia te mogą dokładnie naśladować wszystkie ruchy ręki, a nawet je przewyższać poprzez działanie w zakresie 360 stopni.

Szkolenie z zakresu chirurgii robotowej

 

Dlatego właśnie, aby operować z użycie robota, trzeba być przejść bardzo długie szkolenie. Dr Paweł Salwa, doświadczony operator robota DaVinci, opisuje proces szkolenia tak: 

Na początku, niczym piloci myśliwców, lekarze ćwiczą na symulatorze. Potem przechodzi się do tzw. dry lab, czyli prób na sztucznym organizmie z gumy i tworzyw sztucznych. Później przechodzi się do wet lab, czyli operacji na zwierzętach, najpierw martwych. Potem uczestniczy się w operacjach na ludziach. Przez pierwsze kilkaset nie wykonuje się całej operacji, tylko jeden z jej 17 etapów i to pod nadzorem bardziej doświadczonych osób. W trakcie treningu młody lekarz musi każdy z etapów wykonać 50 razy. Dopiero potem może sam przeprowadzić całą operację. Jest ona nagrywana, dzielona na 17 części i rozsyłana do ekspertów na całym świecie, którzy ją anonimowo oceniają (w skali od 1 do 5). Z 17 ocen wyciąga się średnią, jeśli jest wyższa niż 4,0 lekarz może operować sam.”

Jego zdaniem, w Polsce niestety proces szkolenia lekarzy tak nie wygląda. Praktyki, z jakimi mamy do czynienia, nazywa medycyną pola walki. Myli się? Nie sądzę.

Błąd techniczny robota czy niewyszkolony operator?

 

Wystarczy sięgnąć po przykład z ostatnich miesięcy. W ubiegłym roku w szpitalu w Czerwonej Górze zmarła 66-letnia Ewa K. Kobieta odeszła wskutek komplikacji, które pojawiły się podczas rutynowego zabiegu biopsji i usnięcia zmiany. Operacja przeprowadzona została z  użyciem systemu robotycznego Versius CMR Surgical. Robot, wprowadzony do użytku w tym oddziale zaledwie dwa dni wcześniej, miał zrewolucjonizować leczenie w tej placówce. 

„Jednak zastosowanie robota od początku wzbudzało pytania o odpowiednie przygotowanie personelu.  Prokuratura bada, czy doszło do błędu technicznego robota, nieprawidłowego szkolenia personelu lub zaniedbań medycznych.”

Ambicje lekarza ponad dobro pacjenta

 

Inny przykład: 

Lek. Paweł Wisz w rozmowie z dziennikarzami Onet podał, że w szpitalu klinicznym w Rzeszowie pacjentów onkologicznych operował także ówczesny dyrektor lecznicy, choć nie znał się na obsłudze zaawansowanego technicznie robota. W efekcie wiele operacji miało być nieudanych. Sześciu na dziesięciu chorych, zamiast być wyleczonych, wychodziło ze szpitala z nowotworem. Z uwagi na brak doświadczenia operatora w operacjach robotowych cel zabiegu nie został osiągnięty. Tkanki nowotworowej nie usunięto w takim stopniu, by można było mówić o tzw. „czystości onkologicznej” po operacji. 

„W śledztwie badany jest wątek adekwatności zastosowanych metod diagnostyki i leczenia do stanu zdrowia pacjentów oraz wyników ich badań, w tym ewentualnego narażenia pacjentów szpitala na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w związku z wykonywanymi tam zabiegami urologicznymi” — tak rzecznik katowickiej prokuratury tłumaczy wątek medyczny prowadzonego śledztwa.

DaVinci, chirurgia robotowa - błąd lekarski

DaVinci, chirurgia robotowa – błąd lekarski

Robot Da Vinci musi pracować…

 

Kolejnym „grzechem pierwotnym” polskich operacji robotycznych jest dążenie za wszelką cenę do tego, by operacji z użyciem robota przeprowadzić jak najwięcej.  Dr Wisz o sytuacji w Rzeszowie mówi, że pacjenci byli tam królikami doświadczalnymi, ale niestety w ten sposób można podsumować sytuację i w innych szpitalach. 

W 2021 r. w Krakowie zmarła pacjentka operowana w ramach eksperymentu medycznego z użyciem robota DaVinci. Opiniujący na zlecenie Rzecznika Praw Pacjenta przebieg tego leczenia prof. Grzegorz Panek, mazowiecki wojewódzki konsultant z dziedziny ginekologii onkologicznej podkreślił, że w tym przypadku problem polegał nie tyle na użyciu robota daVinci, ale chodziło o sam fakt, że operowano osobę nienadającą się do operacji. Pacjentka zmarła, bo w jej przypadku stan zaawansowania choroby nowotworowej powodował, że ryzyko operacji robotycznej było daleko wyższe, niż leczenia zachowawczego. Do operacji została jednak przekonana przez szpital, któremu zależało na tym, by włączyć ją do badań, na który szpital uzyskał  grant pieniężny.

Sprawność w obsłudze DaVinci

 

Badania z Korei Południowej pokazują, że po ponad 500 wykonanych operacjach lekarz osiąga mistrzostwo w obsłudze daVinci.  Według danych ze stycznia 2024 r. w Polsce 43 ośrodki medyczne wykonywały operacje za pomocą robota daVinci. Obecnie ta liczba na pewno jest większa. Ilu z lekarzy, wykonujących operacje robotyczne, ma ich za sobą więcej niż 500? Do takich statystyk nie dotarłam.

Odpowiedź na pytanie o doświadczenie lekarza, który będzie operował, powinien za to otrzymać każdy pacjent, który planuje poddać się operacji robotycznej

Wysokie odszkodowanie za błąd medyczny – co to znaczy w dzisiejszych czasach? W poszukiwaniu najciekawszych wyroków w tzw. sprawach medycznych, wydanych i opublikowanych w 2024 r. trafiłam w bazie Legalis  na… zanonimizowany wyrok wydany w jednej z prowadzonych przez kancelarię BFP spraw. Oto relacja z tego procesu.

U poszkodowanej pacjentki zdiagnozowano torbiel jajnika prawego. Ponieważ miała za sobą już kilka operacji w obrębie jamy brzusznej, lekarze, planując zabieg usunięcia torbieli, spodziewali się komplikacji. Zabieg należał do kategorii technicznie trudnych i obarczonych wysokim ryzykiem uszkodzenia innych narządów. Dlatego pacjentka uzgodniła z ginekologiem, że w operacji będzie uczestniczył także chirurg.  

Zmiana planu operacji i jatrogenne uszkodzenia

Niestety mimo ustalenia planu leczenia w operacji nie wziął udziału chirurg. Przeprowadził ją zaś specjalista ginekologii, położnictwa i onkologii w asyście dwóch lekarzy rezydentów bez specjalizacji. Lekarz ten uznał, że jest doświadczonym ginekologiem, a obecność drugiej osoby (profesora) by mu przeszkadzała.

W trakcie operacji doszło do uszkodzenia jelit powódki w sześciu miejscach. Pomiędzy powłokami brzusznymi a narządem płciowym znajdował się konglomerat pozrastanych jelit. Zrosty uniemożliwiały, bez ich rozdzielenia, dotarcie do chorego jajnika. W wyniku rozdzielania zrostów doszło do kilkukrotnego pełnościennego uszkodzenia jelit. W trakcie operacji nie został wezwany do pomocy chirurg. Zszycia uszkodzeń jelit dokonał operator – lekarz ginekolog. 

Powikłania pooperacyjne

Po operacji, choć nie od razu, u pacjentki pojawiły się silne bóle brzucha, rozdęcie pętli jelitowej, brak perystaltyki i inne niepokojące objawy. Kiedy po jakimś czasie zdecydowano się na reoperację, okazało się, że jama otrzewna wypełniona jest dwoma litrami zielonkawo-żółtej treści jelitowej. Doszło do rozlanego zapalenia otrzewnej. Stwierdzono rozejście się szwów jelitowych po poprzedniej operacji i przeciek treści jelitowej w miejscach rozejścia. Wyłoniono u pacjentki stomię, czyli sztuczny odbyt. 

Stan pacjentki był ciężki. Doszło do niewydolności oddechowej, wstrząsu septycznego i jatrogennego uszkodzenia wątroby. Po miesiącach intensywnego leczenia, w tym operacyjnego, stan pacjentki ustabilizowano. Z uwagi na skrajne niedożywienie i wyniszczenie organizmu, konieczne było żywienie pozajelitowe.

Co na to Sąd?

Sąd uznał za zasadne nasze zarzuty.  Odnośnie leczenia operacyjnego chodziło przede wszystkim o prowadzenia zabiegu bez chirurga, w sytuacji, gdy zrostów jelit można było się spodziewać;

Za nieprawidłowe Sąd uznał także postępowanie pooperacyjne:

  • zbyt szybkie usunięcie drenów, 
  • podawanie niewłaściwych leków, 
  • zbyt mało badań diagnostycznych, gdy zaczęły się ujawniać powikłania, 
  • zbyt późna reakcja na te powikłania i otwarcie ponowne jamy brzusznej w sytuacji, gdy nagromadziło się w niej około 2 litry treści jelitowej, 
  •  doprowadzenie do sepsy i bezpośredniego zagrożenia życia.

Błąd medyczny – skutki dla pacjentki

Pacjenta przeszła gehennę. Walka o życie, potworny ból, stres, poczucie krzywdy, bezsilność – to tylko te skutki, które pojawiły się bezpośrednio po operacji. Do tego doszło dwuletnie odżywiania dojelitowe, stomia i konieczność korzystania z pomocy osób trzecich. Pacjentka straciła pracę, odszedł od niej mąż, pogorszyły się jej stosunki z córką. Życie powódki nie tak miało wyglądać po planowanym zabiegu usunięcia torbieli z jajnika… Biegli ocenili, że uszczerbek na zdrowiu, jakiego doznała, miał charakter długotrwały i wyniósł aż 80%.

Z tytułu szkody na zdrowiu Sąd uznał za odpowiednią kwotę zadośćuczynienia 500.000 zł.

Sąd zasądził także odszkodowanie, rentę i odsetki ustawowe od przyznanych kwot oraz obciążył pozwany szpital kosztami procesu.

Operacja - błąd medyczny

Operacja – błąd medyczny, błąd jatrogenny

Zadośćuczynienie za naruszenie praw pacjenta

Sąd podzielił nasz pogląd, że pacjentce należy się także o zadośćuczynienie z ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta – za naruszenie praw pacjenta.  W tym przypadku doszło do rażącego naruszenia praw pacjenta w postaci:

  • prawa do uzyskania świadczeń zdrowotnych świadczonych z należytą starannością,
  • prawa do przyjmowania prawidłowych leków,
  • prawa do wykonania reoperacji (po powikłaniach) we właściwym czasie,
  • prawa do prawidłowego prowadzenia dokumentacji medycznej,

i wreszcie, co było bardzo istotne dla powódki –

  • prawa do udziału w skomplikowanym zabiegu lekarza chirurga. 

Nadużycie przez lekarza zaufania pacjenta

Sąd uznał, że adekwatne do doznanej krzywdy za naruszenie praw pacjenta będzie zadośćuczynienie w kwocie 50 000 zł. W uzasadnieniu odkreślił, że pacjentka przede wszystkim ufała swojemu lekarzowi. Była pewna, że uzgodnienie co do obecności chirurga podczas operacji będzie respektowane. O ile być może nawet chirurgowi nie udałoby się uniknąć perforacji jelit pacjentki, to jednak z całą pewnością dawał on większe szanse, że operacja przebiegnie bez powikłań. Jeżeli nawet powikłania by wystąpiły, to skuteczniej można byłoby zapobiec ich skutkom.

Wysokie odszkodowanie za błąd medyczny?

I tak dochodzimy do sedna: czy zasądzone kwoty można uznać za „wysokie odszkodowanie za błąd medyczny”?  W mojej ocenie nie. Inna rzecz, że obiektywnie, na tle innych wyroków, jest to korzystne rozstrzygnięcie i wysoka rekompensata. 

Uważam jednak, że utrata zdrowia, wieloletnie leczenie, cierpienie psychiczne i fizyczne, zrujnowanie życia osobistego – to wszystko zasługuje na znacznie wyższe kwoty, pozwalające choć w części – bo tylko materialnie – wynagrodzić doznaną krzywdę. Jeśli np. przyjmiemy, że cena metra kwadratowego mieszkania w Warszawie to 20.000 zł., to za przyznane zadośćuczynienie za szkodę na zdrowiu poszkodowana pacjentka może sobie kupić jedynie 25 m.kw… 

Marna to pociecha. 

 

***

 

Wyrok

Sądu Apelacyjnego w Warszawie – I Wydział Cywilny

z dnia 15 maja 2024 r.

I ACa 2059/22

Teza

Zgodnie z art. 4 ust. 1. ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta w razie zawinionego naruszenia praw pacjenta sąd może przyznać poszkodowanemu odpowiednią sumę tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę na podstawie art. 448 Kodeksu cywilnego. Z kolei w świetle art. 8 powyższej ustawy pacjent ma prawo do świadczeń zdrowotnych udzielanych z należyta starannością przez podmioty udzielające świadczeń zdrowotnych w warunkach odpowiadających określonym w odrębnych przepisach wymaganiom fachowym i sanitarnym. Przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych osoby wykonujące zawód medyczny kierują się zasadami etyki zawodowej określonymi przez właściwe samorządy zawodów medycznych. Wynikające z tych przepisów prawo do świadczeń zdrowotnych odpowiadających wymaganiom wiedzy medycznej oraz odpowiednich warunków uzasadnia oczekiwanie pacjenta, że zastosowane wobec niego metody lecznicze i diagnostyczne, odpowiadające związanym z tym potrzebom, będą oparte będą na sprawdzonych i aktualnych metodach, będą więc świadczeniami odpowiedniej jakości, zaś warunki ich świadczenia w zakresie higieny będą mieściły się w aktualnych standardach sanitarnych. O naruszeniu praw pacjenta decydują więc inne okoliczności, aniżeli te, które winny być brane pod uwagę przy określaniu wysokości zadośćuczynienia za krzywdę związaną z rozstrojem zdrowia.

Oparzenie pacjenta podczas operacji

Jolanta Budzowska06 listopada 2024Komentarze (0)

Oparzenie pacjenta podczas operacji zdarza się. Nie jest niemożliwe. Jakiś czas temu napisałam post: „Nie jestem strażakiem, czyli jak dochodzi do oparzenia w szpitalu i kto odpowiada za oparzenie pacjenta podczas operacji”, gdzie opisałam najbardziej typowe sytuacje związane z oparzeniem pacjenta.

 

Nadal w ścisłej czołówce, jeśli chodzi o częstość występowania, są przypadki:

  • poparzenie pacjenta na stole operacyjnym na skutek zapalenia się środka dezynfekującego,
  • oparzenie w miejscu przyłożenia elektrody biernej
  • rozległe oparzenia w miejscu przykładania głowicy, powstałe podczas zabiegu z użyciem lasera,
  • termiczne uszkodzenie tkanek spowodowane diatermią chirurgiczną, które po jakimś czasie powoduje perforację np. jelita czy przewodu moczowego.

Zgoda na zabieg jak cyrograf

Sytuacje te zdarzają się na tyle często, że po stronie podmiotów leczniczych powstaje pokusa, by uznać, że są to… tzw. typowe powikłania zabiegu. Co za tym idzie? Skoro ty, pacjencie, zostałeś poinformowany na pięciostronicowym formularzu, że jak się poddasz zabiegowi, to normalnym powikłaniem może być prawie wszystko, ze śmiercią włącznie, oraz – a jakże – włącznie z oparzeniem – to znaczy, że się na to zgodziłeś. A lekarze, pielęgniarki, szpital i wszyscy święci są wolni od jakiekolwiek odpowiedzialności.

Oparzenie pacjenta w szpitalu

 

Czyżby? Na szczęście tak nie jest. Zgoda na zabieg operacyjny to nie cyrograf (więcej na ten temat możesz przeczytać w poście: „Czy zgoda na zabieg operacyjny wyklucza odszkodowanie za błąd lekarski?„). Możemy też ten problem prześledzić na przykładzie kilku wyroków wydanych w sytuacji oparzenia spowodowanego nieprawidłowym postępowaniem z elektrodą bierną.

Oparzenie pacjenta elektrodą  bierną

Oparzenie elektrodą nie jest powikłaniem wpisanym w ryzyko zabiegu.

W sprawie, dotyczącej zabiegu septoplastyki nosa, podczas którego doszło do oparzenia podudzia pacjenta w miejscu, gdzie znajdowała się elektroda bierna do elektrokoagulacji, w uzasadnieniu wyroku sąd stwierdził:

„Chybione są podnoszone przez skarżących zarzuty, iż oparzenie powoda podczas zabiegu jest »nieszczęśliwym wypadkiem«, za który szpital odpowiedzialności nie ponosi, bądź też powikłaniem po zabiegu.

Rację ma sąd pierwszej instancji, że oczywistym jest, że oparzenie podudzia powoda podczas operacji nosa nie może być uznane za powikłanie po zabiegu, o którym pacjent został uprzedzony i z którym musi się liczyć poddając się operacji”*.

Oparzenie pacjenta podczas operacji kolana

W sprawie, w której doszło do oparzenie elektrodą do koagulacji w czasie zabiegu rekonstrukcji więzadła, sąd w uzasadnieniu wyroku wskazał, że:

„Choć przed zabiegiem powódka podpisała oświadczenie o wyrażeniu zgody na jego przeprowadzenie i związanym z tym ryzykiem to powstałych oparzeń nie można było wpisać w ryzyko zabiegu. Powódki nie poinformowano o ryzyku związanym z operacją – w tym o ryzyku oparzenia.

Poza tym jak stwierdził Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 19 października 1971 r. w sprawie o sygn. akt II CR 421/71 ryzyko operacyjne, jakie bierze na siebie pacjent, wyrażając zgodę na zabieg, obejmuje zwykłe powikłania pooperacyjne, nie zaś komplikacje i szkody wynikłe wskutek pomyłki lekarza.

Jeżeli więc lekarz pomyłkowo uszkodził w czasie operacji inny organ, to chociażby pomyłka ta była niezawiniona, nie może ona obciążać pacjenta”.

Podobnie wypowiedział się w tej sprawie Sąd Apelacyjny, dodając, że: powódka wyrażając zgodę na zabieg operacyjny rekonstrukcji więzadła krzyżowanie nie obejmowała swą zgodą powikłania w postaci poparzenia zdrowej nogi, a w konsekwencji i oszpecenia swojego ciała”.

Niesprawny sprzęt przyczyną oparzenia pacjenta

W innej sprawie, w której pacjenta także oparzono w czasie zabiegu artroskopii kolana, sąd w uzasadnieniu wyroku wskazał, że:

„personel medyczny pozwanego szpitala był w obowiązku sprawdzenia użytego sprzętu, stosowania się do zaleceń producenta. Nadto winien z podwyższoną starannością monitorować przebieg operacji i dostrzec pojawiające się w jej roku zagrożenia czy nieprawidłowości. To na pozwanym szpitalu spoczywał obowiązek sprawdzenia czy używany sprzęt jest sprawny, nieuszkodzony i obowiązek kontrolowania jego prawidłowego działania podczas operacji.”**

 

*wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach z 24 maja 2016 r., sygn. I ACa 1153/15

**wyrok Sądu Okręgowego w Kielcach I Wydział Cywilny z 30 czerwca 2016 r., sygn. I C 898/13.