Redaktor Agata Jankowska w tygodniku „Wprost” w 2014 roku tak opisała tę sprawę:
„Pół miliona złotych długu, trzy kredyty na firmę, kilka prywatnych. Utrata pracy w księgowości. Dotkliwy regres w dobrze prosperującym interesie w branży kanalizacyjno – ekologicznej. Terapia rodzinna u psychologa.
Tyle kosztowała państwa Kowanek opieka nad synem. Przez siedem lat koszty leczenia i rehabilitacji pokrywali z własnej kieszeni. Choć wina personelu szpitala i organizacji pracy w nim jest ewidentna, po 6 latach procesu sądowego wyrok jeszcze nie zapadł. Kilka miesięcy temu sąd zasądził za to rentę tymczasową – 5 tysięcy złotych. Tyle że miesięczne koszty leczenia są trzykrotnie większe. No i nie ma pewności, że renta nie zostanie cofnięta.
Adrian Kowanek znany jako Covan, wokalista zespołu metalowego „Decapitatet” siedem lat temu na salę operacyjną wszedł na własnych nogach. Sam podpisał zgodę na zabieg. Kosmetyka zdeformowanej twarzy, żuchwa, czoło, rozszczepienie podniebienia. To obrażenia, które odniósł w samochodowym wypadku na Białorusi, kiedy wracali z zespołem z koncertu. Drewniany pień zsunął się z samochodu jadącego przed nimi i wbił się w samochód jak w masło. Zginął perkusista, Witold Kiełtyka. Adrian przeżył. Opuchnięty, poobijany. Ale świadomy. Sprawny.
Operacja w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie trwała 8 godzin. Do tego doba na POPie czyli pooperacyjna obserwacja pacjenta. Ale nikt nie zaobserwował że nad ranem Adrian zaczął się dusić. Nie wiadomo jak długo nie mógł złapać tchu. Gdy przyszła pielęgniarka był już siny. Mimo szybkiej tracheotomii i reanimacji na OIOMie doszło do niedotlenienia mózgu co wywołało czterokończynowe porażenie mózgowe.
– Pielęgniarka, oburzona moją rozpaczą nafuczała na mnie z wyrzutem, że jestem niewdzięczny, bo ona mu życie uratowała. Ale przecież oni życie mu zabrali. Niedopilnowali. Zlekceważyli. W trudnych chwilach myślę, że może lepiej dla syna byłoby gdyby go nie odratowali. Bo z silnego, wysportowanego chłopaka u progu wielkiej kariery został cień – wzdycha Leszek Kowanek, ojciec Adriana.
Dziś 37 letni Adrian jest całkiem sparaliżowany. Nie mówi, rzadko porusza ustami, mruży oczy. Nie trzyma samodzielnie głowy, siedzi na wózku, ale sam nie może się na nim poruszać. Wymaga całodobowej opieki. Dlatego codziennie przychodzą dwie pielęgniarki. Matka chłopaka zrezygnowała z lukratywnej pracy w księgowości. Musi czuwać przy synu. Tylko pan Leszek pracuje ponad siły, żeby Adrianowi niczego nie zabrakło.
– Straciłem ważnych klientów. Przepadły duże kontrakty. Nie mam czasu ani siły żeby zdobywać nowych. Przychody zmalały, a koszty stale są wysokie – opowiada. Rehabilitacja, lekarstwa, opieka medyczna, pielęgniarska. Sprzęty ułatwiające życie takie jak podnośnik dzięki któremu można Adriana bezpiecznie opuszczać do wanny, samochód przystosowany do transportu. Teraz nowy zakup – komora hiperbaryczna, która ma przyspieszyć rozwój komórek macierzystych. To wszystko wydatki rzędu 15 tysięcy złotych miesięcznie. Ale ojciec nie spocznie, póki nie zrobi dla syna wszystkiego. Bo wciąż wierzy, że Adrian stanie na nogi. Uśmiechnie się. Może znowu zaśpiewa.
I tylko w sercu nosi żal, że żyje w kraju, gdzie pacjent, w dodatku pokrzywdzony przez błąd medyczny, jest traktowany jak roszczeniowy pieniacz. No i że o swoje musi walczyć jak lew. Bo służba zdrowia dobro pacjenta ma w głębokim poważaniu.
– Od razu po zdarzeniu skierowaliśmy sprawę do prokuratury. Ta dwukrotnie umorzyła śledztwo. Dwa lata później sprawa trafiła na wokandę. Ale szpital szedł w zaparte. Podważał niezależne opinie biegłych, grał na zwłokę – opisuje kilkuletnie zmagania Leszek Kowanek. I przyznaje, że nie raz na sali sądowej czuł się bezsilny stojąc naprzeciw świetnie wyszkolonych, zdeterminowanych do obrony żołnierzy placówki.”
Kilka dni temu zapadł w tej sprawie wyrok sądu cywilnego w pierwszej instancji.
Sąd zasądził powodowi 800 tys. zadośćuczynienia, wysokie odszkodowanie i rentę. Wszystko z odsetkami. Sędzia przyjął, że opinia biegłych jest wiarygodna i rzetelna. A biegli nie zostawili na postępowaniu lekarzy i pielęgniarek suchej nitki.
Z opinii wynika, że istniało duże prawdopodobieństwo uniknięcia niedotlenienia pacjenta, gdyby było optymalne zabezpieczanie poszkodowanego (tracheostomia, szczelność mankietu rurki intubacyjnej, zabezpieczenie pulsoksymetrem, wnikliwa obserwacja kliniczna). Na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego biegli ustalili, że powodem ostrej niewydolności oddechowej było zarówno ograniczenie drożności rurki intubacyjnej, jak i niedomoga wentylacji spowodowana nieszczelnością jej mankietu.
Nie bez przyczyny zamieściłam na początku postu tak duży fragment artykułu „Wprost” w formie cytatu. Nie chcę podejmować na nowo próby ubrania w słowa sytuacji poszkodowanego i jego rodziny, bo żadne opisy i tak nie oddadzą rozmiaru tej tragedii.
Sama już nie wiem, czy 800 tys. zł. zadośćuczynienia za krzywdę w tej sytuacji, to dużo, czy mało. W podobnej sprawie, o ile w ogóle można mówić o podobieństwie ludzkich nieszczęść, w 2014 roku Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że odpowiednie zadośćuczynienie wynosi 900 tys. zł. Można o tym przeczytać tutaj. Prasa o takich odszkodowaniach pisze, że to „rekordowa rekompensata”. Jest oczywiste, że istnieją granice żądań i że sądy trzymają się „polskich” realiów. Pewne jest też, że nikt się na sprawie nie wzbogacił, choć często pod adresem poszkodowanych pacjentów padają takie oskarżenia.
Wiem jednak, że polisa szpitala nie wystarczy na pokrycie zasądzonych kwot, więc część wyroku – o ile się uprawomocni – szpital będzie musiał pokryć z własnego budżetu. Wiem też, że szpital miał możliwości uczciwego ocenienia przyczyn niedotlenienia u pacjenta praktycznie już bezpośrednio po zdarzeniu. Gdyby na tym etapie uznał choć część roszczeń pacjenta i zawarł ugodę, życie jego i jego rodziny przez te lata byłoby łatwiejsze.
Jak łatwo pogłębić krzywdę pacjenta, wmawiając mu latami, że nie ma racji…
Prokuratura Regionalna podjęła wcześniej dwukrotnie umorzone śledztwo.
{ 2 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Czy osiemset tysięcy jest kwotą rekordową? Jest to minimalna kwota jeśli chodzi o życie i zdrowie poszkodowanego są to ochłapy. Leczenie mojej Małgosi pochłonęło w ciągu 7 lat kwotę ponad 200 tys a jest to kwota udokumentowana. A są to wydatki przede wszystkim na zakup leków i drobną rehabilitację. Wydatki nie udokumentowane również są wydatkami znacznymi Zrezygnowałem również z pracy zawodowej oraz działalności gospodarczej.
800 tys. to zadośćuczynienie. Do tego sąd zasądził wysokie odszkodowanie (zwrot wydatków poniesionych przez rodzinę do dnia wniesienia pozwu) oraz miesięczną, również wysoką rentę na rehabilitację, leczenie i koszty opieki.