… czym jest? Najłatwiej wytłumaczyć to na przykładzie i tak za chwilę zrobię.
Na razie krótkie, ale konieczne wprowadzenie, „rys teoretyczny”. Trzeba oddzielić:
- błąd medyczny, którego konsekwencją jest pogorszenie stanu zdrowia poszkodowanego, od sytuacji, kiedy
- leczenie jest zgodne z aktualną wiedzą medyczną, ale lekarze i pielęgniarki gdzieś w ferworze procesu leczenia „zgubili” samego pacjenta i zapomnieli o tym, że pacjent to nie tylko jednostka chorobowa, ale także pacjent – człowiek, którego prawa muszą być szanowane.
W obu przypadkach pacjent ma prawo do zadośćuczynia. Czasem dochodzi do „wielkiej kumulacji”, jak w totolotku. Hmm, to porównanie jest raczej nie na miejscu, bo przecież nie ma tu zbyt dużo miejsca na radość z wygranej na loterii… No, może z wygranej w sądzie, ale to marne pocieszenie, kiedy wcześniej przeszło się traumatyzujące leczenie. Trzymając się jednak mimo wszystko tej obrazowej terminologii: kumulacja jest wówczas, gdy doszło i do błędu medycznego, i do naruszenia praw pacjenta.
Wtedy pacjent ma prawo nie do jednego, a do dwóch kwot zadośćuczynień. Sądy już o tym wiedzą (ten pogląd dość długo się „przecierał” w orzecznictwie sądów niższej instancji),a w wyrokach wskazują zasądzone z tych tytułów kwoty w odrębnych punktach.
Jaką kwotę można uzyskać za naruszenia praw pacjenta?
Dobre pytanie. Ostatnio zadał mi je przedstawiciel Rzecznika Praw Pacjenta:-)
Rzecznik od niedawna korzysta z możliwości, jaką ma na postawie ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, i występuje w imieniu pacjentów z pozwami o zadośćuczynienie z tytułu naruszenia ich praw. Ale dlaczego pracownik biura Rzecznika zwrócił się właśnie do mnie z takim pytaniem?
Bo do czasu pierwszych wyroków nikt z nas, także nikt z nas: prawników, nie wiedział, jakie kwoty sądy ostatecznie przyjmą za „odpowiednie” zadośćuczynienie w przypadku łamania praw pacjentów. Ja znacznie wcześniej niż Rzecznik zawierałam w pozwach żądania zasądzenia tego rodzaju rekompensaty, więc teraz dysponuję już całkiem pokaźną kolekcją wyroków! Z kim, jak z kim, ale z Rzecznikiem chętnie dzielę się wiedzą i doświadczeniem:-)
Wracając zatem do przykładu:
Pacjent został przyjęty do kliniki w celu przeprowadzenia planowej operacji usunięcia gruczolaka prostaty. Pobyt w szpitalu został poprzedzony badaniami i kilkoma konsultacjami lekarskimi, m.in. konsultacją internistyczną i urologiczną, które nie stwierdzały przeciwskazań do wykonania tej operacji. Poza dolegliwością, z którą zgłosił się do szpitala, pacjent był wówczas zdrowym i w pełni sprawnym mężczyzną. Mimo dość zaawansowanego wieku, miał bardzo dobre wyniki badań i jedynie uskarżał się na swój kręgosłup. Stwierdzono u niego skrzywienie kręgosłupa lędźwiowego i zmiany zwyrodnieniowe.
W dzień poprzedzający planowaną operację pacjent odbył rozmowę z neurologiem. Wyraził wówczas zgodę na planowany zabieg operacyjny. W tym dniu nie była możliwa przedoperacyjna konsultacja z lekarzem anestezjologiem.
Konsultacja z lekarzem anestezjologiem miała więc miejsce dopiero bezpośrednio przed wykonaniem zabiegu operacyjnego adenomektomii. Rozmowę z anestezjologiem pacjent odbył już po przewiezieniu go na blok operacyjny! Anestezjolog przedstawił pacjentowi formularz zgody na znieczulenie podpajęczynówkowe, bez udzielenia bliższych informacji o innych możliwych metodach znieczulenia, jak i o ewentualnych powikłaniach każdej z tych metod.
Postępowanie anestezjologa było działaniem rutynowym, uniemożliwiającym dokonanie przez pacjenta suwerennego wyboru w zakresie metody znieczulenia – a jego stan zdrowia umożliwiał taki wybór. W efekcie, pacjent – na podstawie wcześniejszych rozmow z personelem medycznym – był przekonany, że zostanie poddany operacji w znieczuleniu ogólnym.
Po podpisaniu przez chorego zgody, anestezjolog przystąpił do znieczulenia. Po pierwszych nieudanych wkłuciach w kręgosłup, przy trzeciej próbie udało się wprowadzić lek znieczulający – Bupivacainę z Fentanylem. Dalszy przebieg znieczulenia był prawidłowy i stabilny.
Operacja usunięcia gruczolaka została przeprowadzona bez komplikacji i według wszelkich standardów chirurgii urologicznej. Jednak przebieg pooperacyjny był powikłany, bowiem u pacjenta wystąpił niedowład prawej kończyny dolnej, w której po ustąpieniu znieczulenia pacjent nie uzyskał czucia. Prowadzona później intensywana rehabilitacja nie przywróciła dawnej sprawności chorej kończyny. Pacjent ma nadal trudności w poruszaniu się, korzysta ze stabilizatora opadającej stopy oraz kul ortopedycznych.
Opierając się na opinii biegłych sąd ustalił, że uszczerbek na zdrowiu, jakiego doznał pacjent, jest rzadkim, choć powszechnie znanym w medycynie powikłaniem po podpajęczynówkowym wstrzyknięciu Bupivacainy. Powikłanie takie może nawet wystąpić przy prawidłowo technicznie wykonanym znieczuleniu. Sąd nie dopatrzył się błędu lekarskiego ani w postępowaniu chirurga, ani anestezjologa. Uznał, że doszło do powikłania, a nie błędu w sztuce lekarskiej.
Zasądził jednak zadośćuczynienie w kwocie 50 tys. zł. z tytułu naruszenia praw pacjenta, tj. prawa do informacji oraz prawa do udzielenia świadomej zgody.
W opisywanej sprawie w ocenie sądu doszło też do naruszenia godności i autonomii pacjenta w trakcie udzielania powodowi świadczeń w pozwanej placówce medycznej: pacjent nie został przed planowanym zabiegiem poinformowany o możliwych powikłaniach w zakresie wykonanego u niego znieczulenia podpajęczynówkowego, w tym powikłaniach jakie może nieść zaordynowany lek Bupivacaina.
W ocenie sądu pacjent podczas konsultacji anestezjologicznej został potraktowany rutynowo. Nie dano bowiem możliwości zapoznania się z możliwymi metodami znieczulenia, a lekarz anestezjolog bezpośrednio przed zabiegiem podsunął mu do podpisania zgodę na znieczulenie bez wcześniejszego dokładnego wyjaśnienia, jakie to będzie znieczulenie, jakie są możliwe inne warianty, jakie są ryzyka przy tego typu znieczuleniu.
Postawienie pacjenta przed tak poważną decyzją w warunkach sali operacyjnej i bezpośrednio przed zabiegiem nie zapewniło choremu poszanowania jego intymności i godności osobistej jako pacjenta. Wiek pacjenta uzasadniał również stworzenie mu odpowiednich warunków do podjęcia takiej decyzji, dając mu chociażby czas na przeanalizowanie jej treści. Takie uzyskanie zgody od pacjenta, choć było motywowane przedzabiegowym pośpiechem i działaniem rutynowym, uprzedmiotowiło go jako pacjenta.
Warto dodać, że 50 tys. zł. to najwyższe zadośćuczynienie, jakie sądy w kilku prowadzonych przeze mnie sprawach przyznały za samo naruszenie praw pacjenta*.
Prawa pacjenta nie są (jeszcze?) „w cenie”.
*z wyłączeniem spraw, gdy sądy – słusznie – przyjmowały, że wadliwa zgoda pociąga za sobą odpowiedzialność za wszelkie późniejsze niepowodzenia w – nawet w zgodnym z wiedzą medyczną – leczeniu. W takich sprawach zadośćuczynienia sięgają nawet kilkuset tysięcy złotych. Ale to już zagadnienie na odrębny post…
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }