Kiedy rozmawiam o błędach medycznych w tzw. kuluarach, lekarze zżymają się, że niedługo już w Polsce nie będzie miał kto leczyć pacjentów, bo mają dość oczekiwania od siebie cudów i tego, że „za byle co” mogą być ciągani po sądach.
No cóż, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a taki pogląd jest na pewno mocno subiektywny… Najlepszym dowodem jest to, że mam niemało klientów – lekarzy – poszkodowanych pacjentów. Bo i lekarz bywa pacjentem.
Kiedy lekarz – poszkodowany pacjent, weryfikuje i ocenia postępowanie kolegów w stosunku do siebie, nie jest ani wyrozumiały, ani tolerancyjny. Bo nagle na własnej skórze poczuł, jak wygląda proces leczenia z perspektywy pacjenta.
Czy rzeczywiście pacjenci wymagają od lekarzy zbyt wiele?
Nie demonizujmy. Na potrzeby spraw sądowych o odszkodowanie, błąd medyczny rozumiany jest wąsko, jako postępowanie sprzeczne z zasadami wiedzy i nauki medycznej w zakresie dla lekarza dostępnym.
Oczywiste jest, że nikt nam w 100 % nie zapewni ozdrowienia. Życia wiecznego także nie. Do obowiązków lekarzy należy jednak podjęcie takiego sposobu postępowania (leczenia), które powinno gwarantować, przy zachowaniu aktualnego stanu wiedzy i zasad staranności, przewidywalny efekt w postaci wyleczenia, a przede wszystkim nie narażenia pacjentów na pogorszenie stanu zdrowia.
Przykład? Bardzo proszę.
Pacjentka przeszła operację wycięcia guza wraz z odcinkiem jelita grubego, a następnie zespolenia pozostałych fragmentów jelita – poprzecznicy ze zstępnicą. Wkrótce została wypisana do domu z zaleceniem kontroli w poradni chirurgicznej za 7 dni, a jej stan określono jako dobry.
Już następnego dnia po wypisie u pacjentki pojawiła się wysoka gorączka, dreszcze, nudności, ból brzucha i torsje. Została przyjęta do szpitala, w którym wcześniej ją operowano, z rozpoznaniem: stan po hemikolektomii lewostronnej, pooperacyjne zapalenie otrzewnej, perforacja wrzodu dwunastnicy, ropień przestrzeni zaotrzewnowej po prawej. W wywiadzie wskazano, że pacjentka została przyjęta w trybie ostrego dyżuru z powodu podejrzenia niedrożności po operacji. Jej stan w momencie przyjęcia do szpitala określono jako średni.
Chora była cierpiąca, leżąca, z ograniczą ilość ruchów z powodu silnego bólu brzucha i dodatnim obustronnie objawem Chełmońskiego. Brzuch był wzdęty, bolesny, odgłos opukowy bębenkowy, nasilona obrona mięśniowa, perystaltyka leniwa. U powódki wykonano wówczas badanie RTG jamy brzusznej, w którym lekarz radiolog nie stwierdził wolnego powietrza pod przeponą, opisał za to kilka poziomów płynu w jelicie w śródbrzuszu i obustronnie nieduży odczyn opłucnowy. Powyższe objawy, uwzględniając wykonaną 8 dni wcześniej operację na otwartym brzuchu, wskazywały na rozwinięcie się zapalenia otrzewnej. Na oddziale wykonano badanie krwi, przy czym dwukrotnie oznaczono CRP uzyskując w pierwszej dobie parametry świadczące o przekroczeniu normy i dwukrotnej zwyżce tego wskaźnika zapalnego.
Te badania nie dawały jednak żadnych rozstrzygnięć co do przyczyn zapalenia otrzewnej u pacjentki. Jej stan wymagał niewątpliwie natychmiastowego zdiagnozowania i – najprawdopodobniej – leczenia operacyjnego. Nie wykonano badania obrazowego jak USG jamy brzusznej, czy tomografii komputerowej jamy brzusznej, ani wszystkich zalecanych badań analitycznych, które mogłyby wyjaśnić przyczynę powodującą zapalenie otrzewnej. Objawy zapalenia otrzewnej nie ustępowały i – zdaniem biegłych – przez cały czas pobytu na oddziale chirurgii u pacjentki były wskazania do doraźnego leczenia chirurgicznego
Kiedy już zdecydowano się na otwarcie jamy brzusznej, odessano 1 100 ml ropnego płynu. Po konsultacji anestezjologicznej powódka została przeniesiona w stanie krytycznym do Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej (OIOM) z rozpoznaniem silnego wstrząsu septycznego.
Leczenie było długie, pacjentka przeszła jeszcze szereg operacji. Dziś biegli określili, że trwały uszczerbek na zdrowiu wynosi w jej przypadku łącznie 70% i w żadnym stopniu nie jest spowodowany chorobą podstawową (z której została wyleczona), czyli nowotworem.
Czy można było uniknąć takich konsekwencji planowanego leczenia chirurgicznego?
Biegli stwierdzili, że w przypadku tej pacjentki błąd medyczny polegał przede wszystkim na opóźnieniu we właściwym zdiagnozowaniu jej stanu zdrowia oraz na opóźnieniu w podjęciu właściwego leczenia. Mimo objawów wskazujących na zapalenie otrzewnej, co uzasadniało wykonanie u chorej ponownej operacji w pierwszej dobie hospitalizacji, operację tę przeprowadzono dopiero kilka dni później. Ta zwłoka w leczeniu operacyjnym była postępowaniem błędnym, bo wstrząs septyczny związany z zapaleniem otrzewnej stopniowo się pogłębiał, prowadząc do niewydolności wielonarządowej i do bezpośredniego zagrożenia życia.
Czy w tym przypadku od lekarzy wymagano cudów?
Nie. Personel szpitala postępował zachowawczo, nie wykonywał odpowiednich badań diagnostycznych, które potwierdziłby widoczne „na pierwszy rzut oka” zapalenie otrzewnej. Nie można w żaden sposób usprawiedliwić takiego działania, a właściwie niedziałania. Lekarze nie reagowali na występujące u pacjentki objawy w postaci ostrego brzucha i powiększonej temperatury. A przecież zapalenie otrzewnej w chirurgii jest określane jako stan naglący, wymagający natychmiastowego zdiagnozowania i leczenia operacyjnego…
Sąd przyznał tej pacjentce 300 tys. złotych zadośćuczynienia, odszkodowanie i rentę, wszystkie kwoty z odsetkami za czas trwania procesu.
W sądzie zachowanie lekarza mierzy się bowiem „szkiełkiem i okiem”, przykładając sposób leczenia do przyjętego, abstrakcyjnego wzorca postępowania. Lekarze zawsze bronią się mówiąc, że medycyna to sztuka, a nie nauka. A jednak ten „wzorzec”, stosowany przez biegłych i sądy, budowany jest według obiektywnych kryteriów. Wymagany jest taki poziom fachowości, poniżej którego postępowanie danego lekarza ocenia się negatywnie.
Jeśli jednak lekarz to tego minimum dorzuci jeszcze element „sztuki”, dar boży, intuicję, jak zwał, tak zwał – to na pewno chory na tym nie ucierpi. Problem polega jedynie na tym, żeby w pierwszej kolejności trzymać się kanonów, a nie polegać jedynie na intuicji…
Więc będę bronić poglądu, że my, pacjenci, oraz my – prawnicy poszkodowanych pacjentów, nie wymagamy od lekarzy cudów.
Wymagamy jedynie, by byli jak wzorzec z Sevres;-): wykwalifikowani, doświadczeni, dokształcający się, otwarci na nowe metody leczenia, zręczni, uważni, wypoczęci, emaptyczni, o dobrych umiejętnościach komunikacji z pacjentami.
Oraz, żeby dobrze zarabiali i kochali swoją pracę.
Eh, rozmarzyłam się:-)
{ 3 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Cytuję Panią Mecenas – „Oczywiste jest, że nikt nam w 100 % nie zapewni ozdrowienia. Życia wiecznego także nie.”
Paaani Mecenas.. są instytucje które zapewniają życie wieczne ;0))), a skoro tak, to jak wyegzekwować regres;)?
Osobiście uważam , ze NFZ poprzez Konsultantów Wojewódzkich lub Krajowych jeśli zachodzi konflikt interesów, powinien obligatoryjnie skontrolować każdy przypadek nagłego powrotu pacjenta do szpitala po wypisie. Brak specjalistycznych badań może świadczyć o tym, że szpital miał świadomość o wystąpieniu komplikacji. Gdyby te badania wykonano to żaden lekarz nie wypisałby tego pacjenta bo mógłby ponieść konsekwencje karne i zawodowe za narażenie pacjenta na utratę zdrowia lub życia. Więc ta pacjentka byłaby leczona i zminimalizowano by skutki powikłania. Ale koszty leczenia poniósłby szpital. Wypisanie jej było przerzuceniem kosztu leczenia powikłania ze szpitala na NFZ. Oczywiście , ze ta teza jest nie do udowodnienia bo musiałby się do tego przyznać lekarz. Tym niemniej zniszczono komuś życie w sytuacji , której można było uniknąć. I w tym przypadku to odszkodowanie jest zbyt małe bo ten uszczerbek zdrowia nie zaistniał w sytuacji nadzwyczajnej . Ponadto ze względu na trwały uszczerbek zdrowia Prokuratura powinna wszcząć postępowanie z urzędu w celu wyjaśnienia przyczyn. I właśnie tak działający NFZ ,Prokuratura i wysokie odszkodowanie skutecznie zniechęcałoby szpitale wypisywanie pacjentów wymagających dalszej hospitalizacji . I nie jest to nagonka na lekarzy ale , niestety, takie sytuacje zdarzają się zbyt często. A charakterystyczne dla niej jest właśnie wypisywanie pacjenta bez wszystkich badań .
Proszę czytać ze zrozumieniem. Nie było błędem wypisanie pacjentki po planowym leczeniu choroby podstawowej. Błędem było opóźnienie podjęcia działań diagnostyczno leczniczych z powodu nowej choroby, która wystąpiła u pacjentki po wypisie ze szpitala.