Skazując niedawno dyżurnych ruchu, którzy zawinili katastrofie kolejowej pod Szczekocinami, na kary pozbawienia wolności, sędzia powiedział:
– To nie było przestępstwo umyślne. Nikt tego nie chciał, popełniono błędy. Ale kara nie może być łagodna. Ma być wskazaniem dla innych osób odpowiedzialnych w swojej pracy za życie ludzkie, że muszą się doskonalić, nie spać, być czujni.
Podkreślił też, że to nie była tylko śmierć 16 osób:
– Ta tragedia wstrząsnęła w jednym momencie tysiącami ludzi. Potracili żony, mężów, braci, siostry. Ich życie powywracało się do góry nogami.
Przypomnę, że do wypadku doszło 3 marca 2012 r. we wsi Chałupki pod Szczekocinami niedaleko Zawiercia – na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa. O godz. 20.53 zderzyły się czołowo pociągi TLK „Brzechwa” z Przemyśla do Warszawy i Interregio „Jan Matejko” relacji Warszawa – Kraków. Pociąg Warszawa – Kraków wjechał na tor, po którym z naprzeciwka jechał pociąg Przemyśl – Warszawa. Zginęło 16 pasażerów, ponad 100 zostało rannych. Ciężkie obrażenia ciała odniosło 7 pasażerów, a średni uszczerbek na zdrowiu 74 osoby. Ponadto 76 pasażerów odniosło obrażenia lekkie.
Dleczego o tym piszę w tym miejscu, na blogu, którego tematem przewodnim są błędy lekarskie?
Z trzech powodów.
Pierwszy to taki, że tę sprawę ze sprawami o błędy lekarskie czy pielęgniarskie, czy nawet organizacyjne, łączy wspólny mianownik: ich najczęstszą przyczyną jest błąd człowieka. Nie, nie umyślny, bo nikt nie chce spowodować katastrofy kolejowej ani pomylić się i zoperować nie ten poziom kręgosłupa. Ale taki błąd ludzki, którego przy zachowaniu należytej staranności można było uniknąć.
Kolejnym łącznikiem jest podobne zachowanie sprawców. W tej sprawie padły zarzuty umyślnego poświadczenia przez dyżurnych nieprawdy w dokumentacji kolejowej, winni nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Jakże to typowe – tyle, że na gruncie prawa cywilnego – dla spraw o błędy medyczne: posługiwanie się sfałszowaną dokumentacją medyczną czy negowanie do upadłego najbardziej oczywistych faktów to nadal zbyt częste elementy strategii procesowej.
I trzeci powód, najważniejszy.
Jakiś czas temu w dyskusji toczącej się w komentarzach pod jednym z postów – w kontekście oceny szans na wygraną w procesach o błędy medyczne – padło stwierdzenie, że w Polsce nie można uzyskać zadośćuczynienia za traumę i ból.
Otóż wygrana właśnie przeze mnie sprawa o zadośćuczynienie dla jednej z pasażerek pociągu, który wykoleił się po zderzeniu pod Szczekocinami, pokazuje, że jednak można.
Nie wiem, czy ta pasażerka była formalnie zaliczona do osób rannych w tej katastrofie, bo właściwie nie doznała fizycznych obrażeń. Zdaniem ubezpieczyciela, skoro poszkodowana nie była hospitalizowana oraz nie odniosła żadnych poważnych uszkodzeń ciała poza ogólnymi potłuczeniami, to zadośćuczynienie powinno być symboliczne. Sąd miał na ten temat inne zdanie. Uszczerbek na zdrowiu to nie tylko widoczne obrażenia. Zespół stresu pourazowego, wstrząs psychiczny – to poważne szkody na zdrowiu. Często „goją się” dłużej niż złamana ręka. Jak w tym przypadku.
W katastrofie pod Szczekocinami zniszczone zostały lokomotywy i wagony, a także uszkodzone nawierzchnia, tory i sieć trakcyjna. Straty oszacowano na niemal 20 mln zł. Założę się, że ubezpieczyciele przesadnie nie dyskutowali z wyceną tych roszczeń, choć – jak pokazuje przykład mojej Klientki – próbowali zaoszczędzić na ofiarach, na wypłacie z tytułu szkód na zdrowiu. Wstyd. Choć z drugiej strony: jestem przyzwyczajona. Typowa strategia, taka jak w procesach medycznych.
Ta sprawa nie była wyjątkiem – ubezpieczyciel zaoferował poszkodowanej całe 2 tys. złotych.
Całe szczęście, że ponad ubezpieczycielem jest jeszcze trzecia, niezwisła władza: sądownicza: sąd w wyroku przyznał poszkodowanej 165 tys. zł. zadośćuczynienia z odsetkami za czas trwania postępowania sądowego i kosztami procesu, unając taką właśnie kwotę, a nie 2 tys. zł. za odpowiednią.
Drobna różnica: 163 tys. zł.
[edit] Sąd Apelacyjny zmienił wyrok Sądu Okręgowego i uznał, że odpowiednim zadośćuczynieniem jest kwota 30.000 zł…:-( Jak widać, stereotypy i szablonowe myślenie nadal przeważa. Czekamy na pisemne uzasadnienie. Potem decyzja w sprawie skargi kasacyjnej.
{ 7 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Nic dodać , nic ująć. Problemem jest uznanie ewidentnie sfałszowanej dokumentacji medycznej za prawdziwą , żenujący poziom opiniowania przez biegłych oraz nadmierna pobłażliwość sędziów wobec lekarzy. W efekcie w Polsce zdarzają się takie przypadki , które w cywilizowanych państwach nie mają się prawa zdarzyć. Dotyczy to np. odmowy przyjęcia chorych wymagających długotrwałego, kosztownego leczenia czy wypisywania chorych w stanie zagrożenia utraty życia lub celowego narażania chorych w krytycznym stanie na zakażenia szpitalne. A dotyczy to zwłaszcza ludzi starszych z powikłaniami operacyjnymi , którzy stają się wskutek błędu w sztuce, balastem dla szpitala. Nawet jeśli po ciężkich bojach uda nam się to udowodnić to lekarz i szpital ponosi tylko symboliczne konsekwencje zarówno prawne jak i materialne. I taka sytuacja nie ulegnie zmianie dopóty, dopóki lekarz nie będzie odpowiadał za sfałszowanie dokumentacji. W przypadku jej potwierdzenia powinien utracić prawo do domniemania niewinności . I wtedy to on powinien udowodnić swoją niewinność uzasadniając swoje postępowanie. Przy obecnej konstrukcji prawa on dostaje premię za oszukiwanie. I dlatego w Polsce zdarzają się przypadki charakterystyczne dla III Świata.
Świetnie się Panią czyta, jestem ratownikiem medycznym, który właśnie rozpoczął studia lekarskie. Z doświadczenia wiem, że zajęcia z prawa na uczelniach medycznych są zwykle prowadzone i jednocześnie traktowane przez studentów jako coś pomiędzy, podchodzi się do tego co najmniej niepoprawnie. Myślę, że mając zajęcia z taką osobą jak Pani, nikt nie odważyłby się nawet pomyśleć o czymś innym 🙂 Oby tak dalej!
Warto znać swoje prawa.Bardzo trudno jest wygrać w Polsce sprawę o odszkodowanie dla 'zwykłego’ człowieka.
cyt: „negowanie do upadłego najbardziej oczywistych faktów to nadal zbyt częste elementy strategii procesowej”
Kolejarze korzystają z prawa do obrony, a taktykę obrony podpowiadają im adwokaci. Nieprawdaż?
Tak nawiasem, post idealny do blogu o błędach dróżników, a nie lekarzy.
Jeśli chodzi o strategię obrony podmiotów leczniczych, to biorąc pod uwagę treść pism procesowych to jestem pewna, że (zbyt) często są one pisane pod dyktando lekarzy zaanagażowanych wcześniej w proces leczenia – to jeśli chodzi o sprawy cywilne o odszkodowanie za błędy medyczne.
Natomiast jeśli chodzi o prawo do obrony w postępowaniu karnym – oczywiście każdy oskarżony z niego korzysta w granicach prawa, a domniemanie niewinności jest fundamentem sprawiedliwego procesu.
No dobra ale podejrzany , któremu podważono alibi musi udowodnić swoją niewinność. Poświadczając nieprawdę traci prawo domniemania niewinności. Więc dlaczego lekarz , który fałszuje dokumentację i poświadcza nieprawdę jest w uprzywilejowanej sytuacji? Zachowanie domniemania niewinności narusza prawa pokrzywdzonego do sprawiedliwego procesu.
Zgadza się. Tyle że w sprawach cywilnych też przysługuje prawo do obrony, a adwokaci będą pisać „pod dyktando” lekarzy zaangażowanych etc, bo adwokaci nie byli zaangażowani w etc i po prostu nie wiedzą jak było, no i nie są lekarzami. Jeżeli czują się przymuszeni dyktandem ponad miarę, to mogą odmówić pisania. Więc zostanie jak jest chyba już na wieki. A masowe przyznawanie się do winy w procesach cywilnych jest wysoce nieprawdopodobne.