Tak, może tytuł brzmi szokująco, ale to jedno z częstszych pytań, jakie zadają mi poszkodowani pacjenci.
Jeśli poszkodowany pacjent umrze przed zakończeniem sprawy, postępowanie może toczyć się nadal. To, czy ostatecznie będzie kontynuowane, zależy od spadkobierców zmarłego. Po uzyskaniu notarialnego poświadczenia dziedziczenia albo sądowego postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku, spadkobiercy mogą się zgłosić „do sprawy” i uczestniczyć w procesie jako powodowie w miejsce zmarłego, po którym dziedziczą.
Może łatwiej to będzie zrozumieć na przykładzie.
Pani Antonina wystąpiła z pozwem o zapłatę 200 tys. zł., ponieważ uważała, że to odpowiednie zadośćuczynienie. Po operacji guza na jelicie pozostawiono w jej jamie brzusznej chustę chirurgiczną. Nie dość, że się nacierpiała, to jeszcze musiała przejść szereg uciążliwych badań, w tym tomografię komputerową, a na koniec operację usunięcia „ciała obcego”, i to w pełnej narkozie.
Niestety, proces o odszkodowanie (a w tym przypadku – konkretnie – zadośćuczynienie) za błąd w leczeniu, trwa. Nawet, gdy wydawałoby się, że sprawa jest tak oczywista, że wyrok powinien zapaść na pierwszej rozprawie.
Nie zapadł, bo sąd zaczął przesłuchiwać 12 świadków, jakich w odpowiedzi na pozew zgłosił szpital. Po co? No cóż. Jak to zwykle bywa, szpital próbował udowodnić, że ma odpowiednie procedury, a pielęgniarki i lekarze pracują bez zarzutu i jest niemożliwe, żeby źle przeliczono zużyte podczas operacji materiały…
I tak mijały miesiące.
Okazało się, że choroby nowotworowej powódki nie udało się zatrzymać. Pani Antonina zmarła jeszcze przed decyzją sądu, czy w sprawie będzie konieczna opinia biegłego. Wiedząc jednak, że jest nieuleczalnie chora, już wcześniej sporządziła testament notarialny. Swój majątek zapisała po połowie dwójce dzieci.
Córka i syn, którzy od początku wspierali ją w chorobie i walce o odszkodowanie, zdecydowali się wstąpić do procesu, który wytoczyła wcześniej ich zmarła matka.
Sąd podjął więc zawieszone z chwilą jej śmierci postępowanie. Toczyło się potem jeszcze prawie rok.
W końcu zapadł wyrok: sąd zasądził dwójce dzieci* po 100 tys. zł. zadośćuczynienia z odsetkami ustawowymi od początku trwania procesu, uznając roszczenie zmarłej pacjentki w całości za należne.
Podsumowując:
roszczenie o zadośćuczynienie za doznaną krzywdę w razie uszkodzenia ciała lub wywołania rozstroju zdrowia (art. 445 w związku z art. 444 § 1 Kodeksu cywilnego) oraz w razie naruszenia dobra osobistego – na przykład prawa pacjenta (art. 448 kodeksu cywilnego) podlega dziedziczeniu.
Jest jednak jeden podstawowy warunek. Spadkobiercy mogą niejako w zastępstwie osoby poszkodowanej uzyskać po jej śmierci należne jej zadośćuczynienie tylko wtedy**, gdy powództwo zostało wytoczone za życia poszkodowanego…
Post scriptum:
I pomyśleć, że do napisania tego postu skłonił mnie wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach***, w którym Sąd ten wskazał, iż jeśli po zamknięciu rozprawy apelacyjnej a przed ogłoszeniem wyroku nastąpi śmierć jednej ze stron, to brak jest podstaw do zawieszenia postępowania. Wówczas sąd drugiej instancji może wydać wyrok w sprawie. Czyli nieco inna sytuacja niż opisana w poście, ale wychodzi na to samo: spadkobiercy uzyskają zasądzone kwoty nawet, jeśli poszkodowany nie doczeka wypłaty, a nawet wtedy, gdy umrze tuż przed ogłoszeniem wyroku w jego sprawie…
*Mąż, który nie został ujęty w testamencie, nie mógł wstąpić do sprawy i nie był stroną tego postępowania. Nie otrzymał więc żadnej części z zadośćuczynienia, o które walczyła jego zmarła żona.
**I jeszcze wtedy, gdy roszczenie o zadośćuczynienie zostało uznane na piśmie – w praktyce niezwykle rzadka sytuacja (art. 445. § 3 Kodeksu cywilnego: „Roszczenie o zadośćuczynienie przechodzi na spadkobierców tylko wtedy, gdy zostało uznane na piśmie albo gdy powództwo zostało wytoczone za życia poszkodowanego.”)
***Wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach z 10.02.2017 r., V ACa 343/16, LEX nr 2252801.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }