Tytuł tak długi, jak nazwa Komisji:-)
Odpowiedź też nie jest krótka i jednoznaczna. Może tak być, że na pomoc Komisji pacjent już nie będzie mógł liczyć.
Wracam do tematu nie dlatego, że postępowanie przed Komisją to super rozwiązanie. O tym, jakie ma wady, pisałam już obszernie w poście z maja 2016 roku („Czy wypadki medyczne to wypadek przy pracy Ministerstwa Zdrowia„).
Ma jednak sporo zalet, których z pewnością nie ma forsowany już ponad od roku i teraz na nowo odgrzewany, rewolucyjny pomysł Ministerstwa Zdrowia.
Choćby taką, że postępowanie przed Komisją dostarcza pacjentowi wiedzy na temat tego, jak wyglądało jego leczenie i czy było prawidłowe. Przed Komisją zeznają świadkowie, o tym, czy doszło do błędu w leczeniu czy go nie było, wypowiadają się też biegli.
Nowy – stary plan Ministerstwa Zdrowia jest taki, żeby o tym, czy doszło do „zdarzenia medycznego” – czyli (przekładając na język potoczny) błędu w leczeniu, ale bez szukania winnych, bo lekarze boją się szukania najsłabszego ogniwa wśród personelu medycznego, jak diabeł święconej wody… – a więc, żeby o błędzie lekarskim, pielęgniarki czy organizacyjnym w szpitalu – czy był i czy pacjent rzeczywiście ucierpiał – decydował… – jednoosobowo lekarz.
Początkowo miał być to lekarz orzecznik ZUS, a wg najnowszych planów: takich „dyżurnych” lekarzy ma być 16 – przy każdym oddziale NFZ. Projektu ustawy nie ujawniono opinii publicznej, więc źródłem wiedzy o szczegółach są „plotki medialne”.
Dziś w Wojewódzkich Komisjach – których jest też 16, ale które nie są podporządkowane ZUSowi ani NFZtowi, orzekają składy czteroosobowe: dwóch medyków (lekarze lub pielęgniarki/pielęgniarze) i dwóch prawników, specjalizujących się w prawach pacjenta. Taki układ zdecydowanie zapewnia obiektywne spojrzenie na sprawę i wszechstronną analizę skargi pacjenta.
Oczywiście, Komisje są krytykowane za to, że nawet jak przyznają rację pacjentowi, to ten i tak często musi występować z pozwem przeciwko szpitalowi, bo szpitale nie respektują orzeczeń Komisji (o takiej sytuacji można przeczytać tutaj: „Jak się ma 7 do 150?”).
To prawda. To jednak nie wina Komisji. Dlaczego tak się dzieje, długo by mówić. Warto też powiedzieć, że gdyby chciano to zmienić, to nie ma nic łatwiejszego.
Szczegółowo wytłumaczyłam to red. Kindze Klinger, która niedawno opublikowała ciekawy artykuł na temat nowych rozwiązań proponowanych przez Ministra Zdrowia (czyli lekarza Konstantego Radziwiłła, prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej w latach 2001–2010). Cały materiał można przeczytać tutaj: „Zmiany w odszkodowaniach dla źle leczonych pacjentów: nawet do 300 tys. zł. za błędy szpitali”.
Rozwiązanie, proponowane przez ustawodawcę, nie idzie jednak w kierunku zmiany obowiązujących przepisów prawa, choć potrzebne byłyby tylko drobne korekty. Byłoby taniej dla budżetu i skuteczniej, a i pacjenci byliby zadowoleni.
Jednak nie.
Prawdopodobnie o prawa pacjenta i odpowiednie odszkodowanie za złe efekty leczenia zadba zupełnie nowa instytucja. Przepraszam, właściwie o odszkodowanie dla pacjenta zadba lekarz.
Czy tylko mnie nie przekonuje taka idea?
{ 1 komentarz… przeczytaj go poniżej albo dodaj swój }
Czy są jakieś statystyki, ile procent wygranych przed Wojewódzkimi Komisjami (przy nie przyjęciu propozycji szpitala) kończy się uznaniem powództwa w sądzie.