Polscy pacjenci coraz częściej wybierają leczenie za granicą. Warto jednak zdać sobie sprawę z faktu, że jeśli dojdzie do błędu medycznego, ewentualne odszkodowanie wypłaca się zgodnie z prawem kraju, w którym się leczyliśmy. Czy w innych krajach jest łatwiej o rekompensatę za błąd medyczny? Sprawdźmy to na przykładzie – jak się wydaje – najbardziej oczywistym.
No-fault w Szwecji
Szwedzkie rozwiązania dotyczące niepożądanych zdarzeń medycznych są często wykorzystywane w dyskusjach w Polsce dotyczących systemów rekompensaty dla poszkodowanych przez błąd medyczny pacjentów. Metoda ta ma być przyjazna dla pacjentów oraz personelu medycznego. Przede wszystkim dlatego, że nie wymaga orzekania o winie (tzw. system no-fault). Według założeń, odszkodowanie należy się pacjentowi zawsze wówczas, gdy w optymalnych warunkach i okolicznościach można było uniknąć szkody.
Wojewódzkie Komisje do Spraw Orzekania o Zdarzeniach Medycznych
Odpowiednikiem tych założeń w Polsce były postępowania prowadzone przed Wojewódzkimi Komisjami ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych. Komisje jednak jedynie w ograniczonym zakresie spełniły pokładane w nich nadzieje. Pacjenci są rozczarowani działalnością Komisji głównie z dwóch powodów. Pierwszy to ten, że czas rozpoznawania spraw znacznie przekracza zakładane 4 miesiące. Drugi związany jest z kwotą proponowanych przez szpitale odszkodowań, często na symbolicznym poziomie.
Warto zatem zadać pytanie: czy system szwedzki no-fault jest rzeczywiście sprawniejszy?
Opis przypadku – odszkodowanie w Szwecji
Omówmy to na przykładzie jednej ze spraw. Współpracowałam przy jej prowadzeniu ze szwedzkim prawnikiem, którego zatrudnił polski pacjent pewnej szwedzkiej kliniki.
Chory poddał się specjalistycznemu leczeniu w Szwecji. Jednym z jego etapów było wszczepienie implantu do kości kończyny. W krótkim czasie doszło niestety do uszkodzenia implantu. Konieczna była jego wymiana na nowy. Chory poddał się ponownej, odpłatnej operacji. Poszkodowany pacjent zaczął podejrzewać nieprawidłowości związane z jakością produktu. Zlecił więc już w Polsce badanie usuniętego implantu przez eksperta ds. materiałoznawstwa. Opinia wykazała występowanie wad materiałowych wszczepionego wyrobu medycznego. Warto zaznaczyć, że producent implantu ściśle współpracuje ze szwedzkim szpitalem, w którym przeprowadzono pierwszą operację.
W tej sytuacji oczywista była decyzja pacjenta o domaganiu się przez niego odszkodowania. Ponieważ w Szwecji możliwe jest wspomniane wcześniej pozasądowe dochodzenie roszczeń, pacjent zgłosił szkodę do Löf (Landstingens Ömsesidiga Försäkringsbolag). Löf to podmiotu obsługujący tzw. likwidację szkód z tytułu zdarzeń medycznych.
Od wniosku do decyzji o odszkodowaniu
Wniosek o odszkodowanie złożyliśmy w 2018 r. wraz z tłumaczeniem ekspertyzy dotyczącej wad materiałowych. Löf jednak dwukrotnie nie uznał roszczeń poszkodowanego. Nie kwestionował przy tym ustaleń prywatnej ekspertyzy dotyczącej implantu. Powoływał się na fakt, że uszkodzenie implantu nie wynikało z działań personelu medycznego. Co więcej, Löf o wydanie opinii eksperckiej zwrócił się do lekarza, będącego długoletnim kierownikiem szpitala, w którym doszło do wszczepienia wadliwego implantu. Wzbudziło to nasze istotne wątpliwości odnośnie obiektywności opinii.
Śpiesz się powoli?
W związku z tym pod koniec 2019 r. złożyliśmy odwołanie do Kolegium ds. Obrażeń Pacjentów. Kolegium przeprowadziło swoje postępowanie, które trwało ponad półtora roku! Ostatecznie Kolegium uznało, że poszkodowanemu należy się rekompensata za doznaną szkodę i że Löf ma wydać zmienioną decyzję.
Stanowisko to zostało przekazane do Löf, który procedował nad ponownym rozpatrzeniem sprawy kolejny – niemal – rok, od października 2021 r. do lipca 2022 r.
Odszkodowanie dla pacjenta w Szwecji
Ostatecznie Löf przychylił się do oceny Kolegium ds. Obrażeń Pacjentów. Zadecydował o wypłacie na rzecz poszkodowanego kosztów wymiany protezy w wysokości 83.293 koron szwedzkich (około 37 tys. zł). Pacjentowi przyznano też niewielkie zadośćuczynienie w wysokości 3.000 koron szwedzkich (około 1,3 tys. zł) i odsetki za zwłokę w wysokości 1.087 koron szwedzkich (około 500 zł). Łączna kwota uzyskanej rekompensaty wynosiła zatem 87.380 koron szwedzkich (ponad 38 tys. zł).
Pacjent nie otrzymał przy tym żadnego zwrotu kosztów reprezentacji prawnej niezbędnej w trakcie dochodzenia roszczeń. Bez szwedzkiego prawnika z pewnością nie udałoby się uzyskać odszkodowania, a mimo to Löf nie zwraca kosztów prawych. Warto zaznaczyć, że wspomniane honorarium szwedzkiego prawnika stanowiło istotne obciążenie dla poszkodowanego pacjenta. Wynosiło łącznie w przybliżeniu 3.800 euro (około 17 tys. zł) za około 31 godzin pracy przy zastosowaniu godzinowej stawki 120 euro.
Ostatecznie więc klient nie uzyskał pełnego odszkodowania za poniesione koszty nieprawidłowego leczenia.
Dobrze tam, gdzie nas nie ma
Zdecydowałam się na opis konkretnego przypadku, żeby obalić mity o tym, jak łatwo i sprawnie można otrzymać odszkodowanie według skandynawskiego modelu no-fault.
Można tę relację potraktować jako przykład, że nie tylko w naszym kraju pacjentom nie jest łatwo walczyć o odszkodowanie za – szeroko pojęty – błąd medyczny.
Można też wyciągnąć szersze wnioski. Jak widać, postępowanie przed szwedzkimi organami systemu no-fault nie należy do postępowań szybszych niż postępowania przed wojewódzkimi komisjami ds. orzekania o zdarzeniach medycznych w Polsce. Okresy oczekiwań na kolejne działania w sprawie wielokrotnie wynosiły co najmniej pół roku. I to nawet w tak prostych kwestiach jak przekazanie akt sprawy między instytucjami.
Komentarz prawny
Warto przy tym zaznaczyć, że opisywana sprawa nie należała do wysoce skomplikowanych pod kątem stanu faktycznego lub zakresu niezbędnego opiniowania. Mimo to czas jej rozpatrywania wyniósł ponad 4 lata. Jest to czas porównywalny niekiedy do postępowań sądowych prowadzonych w Polsce.
Dodatkowo powołanie na biegłego lekarza, będącego istotnie powiązanym z placówką, której dotyczyło zgłoszenie, jest postępowaniem budzącym wątpliwości co do rzeczywistej motywacji organów rozpatrujących roszczenia pacjenta.
Trzeba też zwrócić uwagę, że mimo iż w Szwecji ma obowiązywać system no-fault, to Löf używał argumentu o braku zawinienia personelu jako popierającego jego stanowisko o braku podstaw do wypłaty roszczeń.
Niewątpliwie w innych przypadkach roszczenia pacjentów mogą być rozpatrywane w Szwecji sprawniej, niemniej wydaje się że opisywana sprawa nie stanowi anomalii. Jeżeli zatem taka jest rzeczywistość dochodzenia roszczeń na rzecz pacjentów w systemie szwedzkim, to warto mieć na uwadze wady tych rozwiązań. Szczególnie, gdy system szwedzki obecnie przedstawia się jako model idealny, do którego powinniśmy dążyć w naszym kraju.
Wpis powstał we współpracy z mec. Andrzejem Kuschem, który również był zaangażowany w pomoc prawną w opisywanym przypadku.
Szwedzki system no-fault opisałam także w 2020 r. na łamach Rzeczpospolitej w artykule „Dwie drogi do odszkodowań za błędy medyczne”, którego współautorem jest Joakim Jäderström z PEOPIL.
{ 3 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Dzien dobry Pani Mecenas, a jakie konsekwencje poniosl producent implantu? Jakiekolwiek?
Pozdrawiam serdecznie
LU
Dzień dobry, ze strony pacjenta nie było prowadzone postępowanie przeciwko producentowi, bo prostsza wydawała się droga „no-fault”. Zakładam, że wg prawa szwedzkiego fundusz, który wypłaca rekompensatę poszkodowanemu pacjentowi ma prawo dochodzić zwrotu tych środków od producenta w ramach roszczenia regresowego, co jest raczej powszechną zasadą. Pozdrawiam serdecznie, Jolanta Budzowska
Dziekuje 🙂