Można powiedzieć, że mam za sobą typowy dzień. Kilka maili z szybkimi pytaniami ze strony Klientów i moimi odpowiedziami, konsultacja telefoniczna, pismo procesowe z pytaniami do biegłych napisane w pociągu, analiza akt sprawy w czytelni sądowej (wpłynęła opinia biegłego ginekologa-położnika! już trzecia w tej sprawie…), wreszcie rozprawa z dwugodzinnym przesłuchaniem innego biegłego, potem spotkanie z Klientami. No i pociąg powrotny z Warszawy do Krakowa – czas na przyjemności, czyli czas na blog. Miałam napisać o wnioskach, jakie nasunęły mi się po dzisiejszej lekturze opinii biegłych, ale zwyciężył inny temat: jak to, co się dzieje w sądownictwie, rzutuje na procesy o błąd medyczny?
Proces o błąd medyczny a sprawa polska
Nie da się ukryć, że sytuacja w sądach się gwałtownie pogarsza. Nie chcę wchodzić w politykę, ale z perspektywy pełnomocnika i poszkodowanych jest coraz gorzej. Nawet oficjalne statystyki to potwierdzają: „Coraz dłuższe postępowania sądowe”. Do niedawna byłam optymistką, zapewniałam, że czas rozpatrywania spraw się skraca, bo sędziowie coraz lepiej sobie radzą z trudną materią procesów o błąd medyczny, i że byłoby wręcz idealnie, gdyby nie biegli, których jest mało i którzy zbyt często wydają opinie nieprzydatne dla wyjaśnienia sprawy.
Dziś niestety jestem zmuszona zmienić zdanie. Sąd okręgowy (gdzie trafiają sprawy poważniejsze, i z reguły toczą się i tak szybciej, niż w sądach rejonowych) odroczył mi właśnie rozprawę na dzień … 28 stycznia 2019 roku. Pół roku przerwy między kolejnymi rozprawami!
Sędzia też człowiek
I nie, to nie jest zła wola czy lenistwo sądu. To konsekwencja braków kadrowych w sądach i tego, że choćby sędzia był najlepiej zorganizowany, to ma do dyspozycji tylko 24-ro godzinną dobę. Brakuje nie tylko sędziów, szczególnie w takich ośrodkach, jak Warszawa. Dramatycznie brakuje też personelu administracyjnego. Co z tego, że na przykład sędzia wydał w grudniu zarządzenie o zobowiązaniu pozwanego do uzupełnienia wniosku o zwolnienie od kosztów sądowych, kiedy zostało ono wysłane do strony w maju następnego roku, bo nie miał kto fizycznie wydrukować pisma, przedstawić do podpisu sędziemu i przekazać do wysyłki… Sprawa pół roku stała w miejscu.
Jeśli kogoś interesują blaski i cienie pracy sędziego w Polsce, to zachęcam do przeczytania wywiadu, jakiego anonimowo udzielił mi przed paroma miesiącami, kiedy i tak sytuacja nie wyglądała jeszcze tak źle jak teraz, jeden z sędziów: „Wszystko, co chciałbyś wiedzieć o tym, jak pracują sędziowie, a o co nie możesz zapytać”. To, co powiedział, daje do myślenia.
Był już w historii taki moment, jeszcze kilka lat temu, że udawało się proces o błąd medyczny zakończyć w pierwszej instancji w 3 lata. Mimo pogorszenia warunków funkcjonowania sądów, do niedawna jeszcze sędziowie „dawali radę”. Łatali dziury, nadrabiali zaległości. A teraz? Mechanizmy kompensacyjne, jakby to powiedział biegły medyk, żywego organizmu sądów polskich się wyczerpały. Nie ma co liczyć na szybkie zakończenie sprawy o błąd lekarski. Marzenie ściętej głowy. Jeśli na jednej rozprawie przesłuchujemy zwykle 3-4 świadków, a średnia przerwa między rozprawami ma się wydłużyć do około 6 miesięcy, to łatwo policzyć, że samo przeprowadzenie dowodu z zeznań świadków w przeciętnym procesie zajmie około 2 lat. A gdzie czas na sporządzenia opinii przez – często wielu – biegłych?
Ciemność widzę, ciemność
Nawet, gdy uda się w rozsądnym czasie kilku (!) lat doprowadzić do wygranej poszkodowanego pacjenta, to apelacja szpitala i zakładu ubezpieczeń jest pewna jak w banku. Czyli należy jeszcze doliczyć czas postępowania apelacyjnego. W Sądach Apelacyjnych średni czas oczekiwania na rozpatrzenie apelacji to – z mojego doświadczenia – rok. Co potem? Nie zapominajmy, że w sprawach medycznych stosunkowo często wnoszona jest przez pozwanych także skarga kasacyjna. Trafia do Sądu Najwyższego. A tam? Czarna dziura. Nikt nie wie, co będzie:-(
Co nas nie zabije, to nas wzmocni
Czy to wystarczający powód, aby rezygnować z walki o swoje prawa, gdy doszło do błędu medycznego?
Nie!
Trzeba tylko uwzględnić te wszystkie okoliczności w strategii procesowej i na przykład, najwcześniej jak się da, występować z wnioskiem o zabezpieczenie powództwa i rentę tymczasową. Wówczas poszkodowany dysponuje niemal od początku procesu przynajmniej pieniędzmi na pokrycie bieżących kosztów rehabilitacji i leczenia. Na zadośćuczynienie za błąd w leczeniu (powiększone o odsetki za czas trwania procesu!) może – w miarę spokojnie – poczekać… O tym, jak i kiedy można uzyskać taką rentę, napisałam w poście „Skąd wziąć pieniądze na leczenie”.
Nie pozostaje więc nic innego jak uzbroić się w cierpliwość w myśl zasady, że jeśli przeżyliśmy leczenie, to damy radę wszystkiemu!
{ 4 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Sąd Okręgowy (akurat Warszawski) wbrew opinią nie działa szybciej – moja sprawa ciągnie się już od 2010 r a więc 8 lat. Ostatnia sprawa jaka się odbyła to grudzień 2017 r. Wynika to z faktu jak długo czeka się na opinię biegłych oraz z uzupełnień do niej …. Każdy który daje sprawę do Sądu powinien uzbroić się w cierpliwość…Często słyszałam pd ludzi których znam a są osobami poszkodowanymi, że i tak nie wygra , szkoda czasu…a pamiętajmy, że takie myślenie jest złe choć zdrowia za te pieniądze nikt nam już nie zwróci to przynajmniej miejmy satysfakcję, że jednak się udało. I pamiętajmy, że każda wygrana przez nas (osoby pokrzywdzone) sprawa to krok naprzód dla innych pokrzywdzonych….Pozdrawiam i życzę miej podróży
Bardzo dziękuję za Pani wpis, rzeczywiście w sprawach o błędy medyczne przydaje się cierpliwość i wiara w to, ma się rację!
Jakie to wciąż zaskakujące, że sprawy medyczne nie są traktowane w sposób priorytetowy, nierzadko stamowią o zdrowiu i dalszej pomyślności lekarskiej, bądź orzekają błąd w sztuce lekarskiej. Życzę jak najmniej takich spraw i jak najwięcej sukcesów dla Pani Mecenas 🙂
Bardzo dziękuje, rzeczywiście, sprawy, gdzie chodzi o ludzkie życie i zdrowie powinny iść „szybka ścieżką”. Przy czyn nie chodzi tylko o błędy medyczne, ale także wypadki drogowe, katastrofy lotnicze, wypadki rolnicze i przy pracy i tym podobne. Z priorytetem dla najciężej poszkodowanych.