Czytając niedawno o „robaku” WannaCry, który w Wielkiej Brytanii sparaliżował system komputerowy kilkudziesięciu szpitali, miałam taką refleksję, że u nas to do tego nawet nie trzeba „robaka”…
Oczywiście, przesadzam. Na Wyspach awaria sieci informatycznej doprowadziła podobno między innymi do tego, że w jednym ze szpitali nie dało się robić żadnych rentgenów (badań RTG), które często są podstawą diagnostyki. Podobny problem dotyczył aparatów do rezonansu magnetycznego (MR), które miały wbudowany stary Windows XP i nie dało się go zaktualizować.
Zagrożone było życie dziesiątek pacjentów, bo przecież w przypadku urządzeń medycznych ich sprawność może decydować o życiu i śmierci.
A w Polsce?
W Polsce to, czy aparat, na którym wykonywane jest badanie jest sprawny, też oczywiście decyduje o życiu i śmierci.
Na sali sądowej przekonałam się już nie raz o tym, że:
- aparaty do USG bywają baaardzo stare: jakość obrazu jest wtedy tak zła, że nawet najlepszy lekarz niewiele może na nim dostrzec,
- podczas badania USG stosowana jest nieodpowiednia do przedmiotu badania głowica, co oczywiście wpływa na wiarygodność badania,
- nagminne jest nieaktualizowanie czasu na aparaturze (np. na wydruku jest 22.40, a badanie było w rzeczywistości wykonane o 21.20 – nie dość, że nikt nie przestawił aparatu z czasu letniego na zimowy lub odwrotnie, to jeszcze zegar urządzenia złapał na przestrzeni czasu opóźnienie…). A przecież na przykład podczas analizowania przez lekarza nadzorującego poród wydruku KTG informacja, w jakich godzinach było wykonane badanie, ma czasem kluczowe znaczenie! O takim właśnie przypadku napisałam w poście „Fałszowanie dokumentacji medycznej”,
- stosuje się nieoryginalne elementy, na przykład elektrody bierne w aparacie do koagulacji,
- aparaty są serwisowane nie w autoryzowanych serwisach,
- nie ma osoby odpowiedzialnej za wymianę elementów, które się zużywają, a w związku z tym w użyciu pozostają mocno skorodowane elementy urządzenia medycznego, oczywiście bardziej zawodne (w podlinkowanym poście piszę o sytuacji, gdy było to przyczyną poparzenia pacjenta),
- i tak dalej…
Innymi słowy, jaki kraj, takie „robaki”:-)
Warto pamiętać o tym, że często problem nie polega na tym, czy lekarz ma odpowiednie doświadczenie lub wiedzę, tylko na tym, jakim sprzętem dysponuje.
Od jakości i sprawności urządzeń medycznych może zależeć końcowy wynik leczenia. Gdy dochodzi do awarii i w efekcie szkody na zdrowiu pacjenta, za taki „błąd medyczny” i tak odpowiada szpital (czy inny podmiot leczniczy), ale najczęściej już nie jest to odpowiedzialność za błąd lekarza, tylko za tak zwaną winę organizacyjną.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }