Nie masz czasu na czytanie? Tego artykułu możesz także posłuchać:
***
Pacjent po operacji i znieczuleniu musi być przez pewien czas pod szczególnym nadzorem. Powodzenie samego zabiegu to nie koniec leczenia. Z pewnością nie można jeszcze odetchnąć z ulgą, że wszystkie ryzyka powikłań operowany ma już za sobą.
Pacjent w godzinach przedpołudniowych miał zabieg z zakresu chirurgii twarzowo- szczękowej. Jednym z typowych powikłań po takim zabiegu może być między innymi:
- obrzęk w okolicy operowanej,
- nasilone krwawienie okołooperacyjne,
- przejściowe trudności z oddychaniem na skutek zmiany przestrzeni powietrznej gardła.
Prawdopodobnie z tego powodu anestezjolog zalecił:
„po operacji konieczne jest ciągłe monitorowanie saturacji, EKG i ciśnienia tętniczego co 15-30 minut w sali pooperacyjnej pod nadzorem lekarza co najmniej do godziny 8:00 następnego dnia.”Lekarz prowadzący (operator) zbadał pacjenta w dniu zabiegu, przed wyjściem z pracy ok. godz. 15.
W godzinach popołudniowo-nocnych u pacjenta narastał obrzęk pooperacyjny okolicy twarzoczaszki. Pomimo tego, około godz. 18 lekarz dyżurny podjął decyzję o przeniesieniu pacjenta na salę ogólną – w dokumentacji brak jest jakiekolwiek wpisu na temat stanu i parametrów życiowych pacjenta. Lekarz nie przeprowadził badania fizykalnego.
Nadzór nad pacjentem na dyżurze nocnym na sali ogólnej sprawowała 1 pielęgniarka, która miała pod opieką 20 pacjentów z dwóch klinik. Nie były wypełniane zalecenia anestezjologa – nie monitorowano stanu pacjenta.
W nocy pacjent zgłosił narastającą duszność, doszło do NZK. Akcja resuscytacyjna i reanimacyjna trwała zbyt długo, przywrócono akcję serca, pacjent pozostał jednak nieprzytomny. Zmarł po 7 dniach.
Czy lekarz dyżurny popełnił błąd?
W okresie pooperacyjnym pacjent powinien być umieszczony w sali pooperacyjnej (wybudzeń), gdzie bezpośredni nadzór nad nim prowadzi odpowiednio przeszkolona pielęgniarka. Sala pooperacyjna jest wyposażona w specjalistyczny sprzęt do reanimacji, a przy łóżku pacjenta ma być dostęp do aparatu do pomiaru ciśnienia krwi, monitora EKG, pulsoksymetra, termometru i źródła tlenu, powietrza i próżni. Tyle teoria.
Zmarły pacjent powinien był przebywać na sali pooperacyjnej, ale lekarz dyżurny podjął przedwczesną decyzję o przeniesieniu pacjenta na zwykły oddział. To pozbawiło chorego szansy na natychmiastowe rozpoznanie narastającej duszności i udrożnienie dróg oddechowych za pomocą sprzętu i personelu medycznego, który na sali pooperacyjnej powinien być „pod ręką”, a na który trzeba było zbyt długo czekać na zwykłej sali…
A może lekarz nie miał wyjścia, skoro – jak wykazało postępowanie – pielęgniarka, która mogłaby i powinna była czuwać tej nocy nad pacjentem w sali pooperacyjnej w ramach opieki „jeden do jeden”, była jednocześnie jedyną na dyżurze w obu klinikach?
Może zwyczaj przenoszenia pacjentów, którzy bez wątpienia nadal wymagali wzmożonego nadzoru, na salę ogólną, był doraźnym zwyczajem radzenia sobie z problemem braku pielęgniarek nocnych? Na sali ogólnej nie jest przecież wymagana ciągła obecność pielęgniarki na sali, tak jak to obowiązuje na sali pooperacyjnej. Na pozór więc takie działanie było zgodne z przepisami.
Ryzyko podjął lekarz dyżurny. Ryzyko odpowiedzialności podjęła też pielęgniarka dyżurująca w nocy.
To wszystko dlatego, że dyrekcja szpitala w majestacie prawa ustaliła limity obsady pielęgniarek, które jak się okazało, nie gwarantowały bezpieczeństwa pacjentom oraz jakości udzielanych świadczeń zdrowotnych.
Za ryzyko, którego nigdy nie akceptował, a które podjął szpital, najwyższą cenę poniósł pacjent.
***
Podcastu Błąd Lekarza możesz słuchać również na YouTube:
{ 3 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
„Ryzyko podjął lekarz dyżurny. Ryzyko odpowiedzialności podjęła też pielęgniarka dyżurująca w nocy.”
w takim razie kto poniósł za to odpowiedzialność?
i dlaczego ryzyko odpowiedzialności podjęła pielęgniarka, skoro ktoś w taki sposób ułożył grafik, że za mało było osób na dyżurze oraz ktoś skierował na oddział pacjenta?
Sprawa, która stała się kanwą tego postu, jest jeszcze w toku. Według mojej oceny odpowiedzialność za brak nadzoru nad pacjentem w warunkach sali pooperacyjnej ponosi lekarz dyżurny, który nie zasięgnął konsultacji bardziej doświadczonego kolegi, dyżurującego pod telefonem, a także nie zaraportował, że zachodzi konieczność ściągnięcia drugiej pielęgniarki na dyżur nocny. Pielęgniarka powinna była przynajmniej wpisać w dokumentację, że nie wypełnia zaleceń lekarskich monitorowania stanu wszystkich pacjentów z uwagi na to, że nie jest to fizycznie możliwe. Przede wszystkim jednak jest to odpowiedzialność cywilna szpitala za tzw. błąd organizacyjny. Nie można prowadzić oddziału zabiegowego bez sali pooperacyjnej.
Mamy problem w moim szpitalu, który staramy się rozwiązać od stycznia bieżącego roku. Koleżanki z chirurgii mają cztery łózka pooperacyjne (nie są zgłoszone jako monitorowane przez pracodawcę) faktycznie zaś są łóżkami o pełnym nadzorze. Pacjent po dwugodzinnym pobycie na sali wybudzeniowej (również nie zgłoszonej do rejestru) trafia do tej czteroosobowej sali pooperacyjnej obsługiwanej przez jedną pielęgniarkę. ,,Gdyby coś się działo” ma ona wezwać drugą pielęgniarkę z odcinka. Koleżanki piszą w raportach, że w przypadku pełnego obłożenia sali pooperacyjnej nie są w stanie w pełni zabezpieczyć pacjenta, boją się, że nie wykonają wszystkiego zgodnie z procedurami obowiązującymi w szpitalu. Boją się również błędów, które w wyniku przeciążenia pracą mogą popełnić. Zależy nam na bezpieczeństwie pacjenta, ale pracodawca jest nieubłagany i uważa, że łóżka sali pooperacyjnej są zwykłymi łózkami ogólnymi. Pomimo faktu, że zlecenia wydaje anestezjolog i chirurg. Zgłaszamy problem, że sytuacja w oddziale może być bardzo dynamiczna, zagrażająca pacjentowi i pielęgniarce. Jedyny zapis na jaki możemy się powołać to minimalne normy zatrudnienia (brak trzech pielęgniarek do normy minimalnej).