Rzadko oglądam telewizję, ale jak już, to mam kilka ulubionych seriali, między innymi „Bez tajemnic”. Z braku czasu oglądam je z imponującym opóźnieniem, więc zapewne dla wiernych widzów odcinek z Martą, studentką z ASP (z drugiego sezonu „Bez tajemnic”) jest już prehistorią. Może tym bardziej warto przypomnieć jego fabułę.
Diagnoza raka
U Marty wykryto u nowotwór. Dziewczyna długo nie może się przełamać, żeby powiedzieć terapeucie o chorobie. Pisze w końcu o tym Wolskiemu na kartce. Potem rozmawiają o jej sytuacji życiowej. W końcu przechodzą do tematu leczenia.
„- Od kiedy wiesz?
– Od trzech tygodni.
– Jak się dowiedziałaś?
– Od lekarza. – Dobra, powiem ci. Na początku nie wiedziałam co jest grane, koszmarnie się czułam. (…)
– Co powiedział lekarz?
– Na początku nic. Że mam odpoczywać, że może to grypa. No to odpoczywałam, ale nic nie mijało. (…) Poszłam drugi raz, a on mi mówi, że mam zrobić prześwietlenie płuc i kilka jeszcze jakichś badań. A potem jak odbierałam wyniki, babka do mnie mówi w recepcji: a pani to się musi szybko do lekarza umówić. Fajnie. No i on mi powiedział, że wyniki są złe, i że mam iść do innego lekarza, który kazał mi iść do onkologa. No i się zaczęło.
– Co?
– Polska służba zdrowia. Nikt nie ma czasu. W ekspresowym tempie zadają ci tysiące pytań o całą historię życia. Łącznie z tym co jesz, czego nie jesz, o rodzinę, o dom. O wszystko. Trudno się skupić. Potem mówią: proszę zrobić takie badania, srakie badania. „I proszę koniecznie przyjść do mnie z wynikami.” No to przychodzisz z wynikami, ganiasz z nimi po korytarzach, czekasz godzinami, słuchając chorych ludzi, z których każdy przechodzi tę samą drogę. I zaczynasz wymiękać. (…)
Czujesz się potwornie. Wiesz już, że masz raka. I musisz wykonywać całą tę pracę. Badania, łażenie, proszenie. Czekanie. Tych pacjentów jest tak strasznie dużo. Ilość cierpienia na centymetr kwadratowy cię zabija. A potem finałowo bada cię jakiś lekarz i mówi do pielęgniarki po łacinie, podając diagnozę. Jakiś idiotyzm.
– Wiesz, niełatwo jest powiedzieć komuś, że ma raka.
– Nie broń ich.
– Ne bronię, stwierdzam fakt.
– A proszę Cię, oni to robią sto razy dziennie. W ogóle nie zwracają na ciebie uwagi. Czujesz się jak rzecz. Jesteś tylko tym rakiem. Tylko on cię reprezentuje.
– Co potem?
– Potem byłam dwa dni w szpitalu, aż przyszedł taki i przeprowadził ze mną poważną rozmowę. Że mam chłoniaka. (…)
– Co było potem?
– Potem podpisałam milion papierów. Nauczyłam się na pamięć mojego peselu. To jest, to jest w ogóle najważniejszy numer świata. Bez peselu w ogóle nie jesteś człowiekiem w tym kraju. (…)”
Sezon 2 „Bez tajemnic” był zrealizowany w 2012 roku. Minęło pięć lat, ale jeśli w polskiej służbie zdrowia coś się zmieniło, to na pewno nie na lepsze.
Diagnoza raka w praktyce
Nie będę jednak pisać o tym, jak źle bywają traktowani pacjenci, i jak bardzo bezradni w obliczu konfrontacji z systemem są szczególnie pacjenci onkologiczni.
Chcę napisać o tym, że Marta, główna bohaterka opisanego na wstępie odcinka „Bez tajemnic”, miała i tak sporo szczęścia. Jej choroba została szybko zdiagnozowana.
Trafia do mnie wielu pacjentów, którzy zrobili wszystko, aby zapobiec chorobie nowotworowej lub zacząć ją leczyć na czas. Natychmiast po zauważeniu niepokojących objawów zgłosili się do lekarza, a potem zgodnie z zaleceniami stawiali się na kontrolne wizyty. A lekarz bagatelizował problem i fakt, że dolegliwości pacjenta nie ustępują. Hodował raka.
Do prawidłowej diagnozy doprowadza zwykle albo zniecierpliwienie pacjenta, który zmienia lekarza i ten drugi postępuje już zgodnie ze sztuką, albo przypadek. Lekarza prowadzącego akurat nie ma w przychodni, a ktoś, kto jest w zastępstwie, zleca wreszcie odpowiednie badania.
Najczęstsza taka sytuacja ma miejsce w ginekologii. Rak szyjki macicy, rak piersi…
Rak szyjki macicy – zlekceważenie objawów
Jak podaje portal Medonet, rak szyjki macicy jest przyczyną śmierci pięciu kobiet dziennie w Polsce. Zajmujemy pierwsze niechlubne miejsce w Europie pod względem liczby zachorowań na raka szyjki macicy.
Pacjentkom mówi się, że o wykryciu raka szyjki macicy w pierwszym, najlepiej rokującym stadium decydują systematyczne, profilaktyczne badania cytologiczne i badania kontrolne u ginekologa.
Wiele z nas sumiennie chodzi do lekarza. Co z tego jednak, gdy – jak w przypadku jednej z moich klientek – ginekolog uparcie bagatelizuje zgłaszane dolegliwości i uważa, że nie ma nic niepokojącego w powtarzających się i nietypowych krwawieniach? A po roku regularnych wizyt okazuje się, że konieczne jest usunięcie macicy (histerektomia radykalna), a rak szyjki macicy jest zdiagnozowany już w stopniu II-B…
Rak piersi – guz czy stan zapalny?
Także rak piersi przez długi czas może nie dawać żadnych objawów. Najczęściej jest wykrywany przez pacjentkę przez przypadek, kiedy wyczuje w piersi niewielki twardy guzek.
Kilka razy spotkałam się jednak z tym, że zgłoszony przez pacjentkę guzek był uznawany przez lekarza za stan zapalny i długo leczony farmakologicznie, bez żadnych badań wykluczających raka piersi. Dopiero biopsja, zlecona po wielu miesiącach nieskutecznej terapii, potwierdziła nowotwór piersi…
Jest dla wszystkich oczywiste, że leczenie raka piersi podjęte wcześnie daje więcej szans na powodzenie terapii, a w rezultacie na przeżycie. Szanse te maleją, im w wyższym stadium zaawansowania jest nowotwór.
Jakie prawa ma pacjent, u którego z opóźnieniem zdiagnozowano raka?
Wiadomo, że lekarz nie odpowiada za to, że pacjent zachorował na raka*.
Lekarz ponosi jednak pełną odpowiedzialność wobec pacjenta, jeśli opóźnił rozpoznanie lub leczenie choroby nowotworowej:
- nie zlecił wymaganych badań,
- nie skierował pacjenta do specjalisty,
- źle zinterpretował wyniki wykonanych badań,
- zbyt długo i bez odpowiedzi na leczenie leczył pacjenta zachowawczo.
To wszystko to błąd w sztuce lekarskiej. Za opóźnienie w leczeniu choroby nowotworowej, „hodowanie” raka u pacjenta, pacjentowi należy się od lekarza odszkodowanie, a właściwie zadośćuczynienie za naruszenie dób osobistych*.
Odszkodowanie za opóźnienie w diagnozie raka
Ile? To są najtrudniejsze pytania. Jak wycenić, że oprócz tego, że trzeba się zmierzyć z chorobą, gdzieś w tyle głowy pozostaje myśl, że szanse miałbym większe, gdyby nie zaniedbania lekarza? Że może to błąd lekarza zadecydował o moim być albo nie być, że będę żył, albo umrę?
W takich sprawach bardzo trudno podejmuje się decyzję o tym, jakiej kwoty się domagać. Najczęściej pacjenci nie przyjmują także propozycji ugody zgłaszanej – rzadko, bo rzadko, ale się zdarza – w toku procesu o odszkodowanie za błąd lekarza. Chcą, aby to sąd wycenił ich krzywdę.
I sądy wyceniają… Wierzę, że są to głęboko przemyślane wyroki.
***
*Podobną problematykę poruszyłam w postach związanych z błędami w badaniach histopatologicznych:
https://pomylkalekarza.pl/histopatologia-czy-mam-raka/
https://pomylkalekarza.pl/odszkodowanie-za-blad-lekarza-pomylenie-probek/
https://pomylkalekarza.pl/jak-wedruje-material-tkankowy/
oraz w tekście o tym, kiedy spadkobiercy mogą otrzymać zadośćuczynienie, które należy się poszkodowanemu pacjentowi:
https://pomylkalekarza.pl/bliskim-zmarlego-pacjenta-nie-zawsze-nalezy-sie-zadoscuczynienie/
**Osobnym tematem jest zadośćuczynienie za naruszenie praw pacjenta innych niż leczenie niezgodne z aktualną wiedzą medyczną.
{ 2 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Jesli chodzi o informowanie pacjenta o chorobie, ktora jest trudna do lecznia, to wielka sztuka.
Czesc lekarzy ma ten dar i umiejetnosc rozmowy z pacjentem. Ale mysle, ze wiekszosc nie wie jak sie zachowac, brak im kompletnie empatii. W dobrych szkolach/uniwersytetach medycznych taka umiejetnosc jest cwiczonoa/szkolona z aktorami. Nie w Polsce…a przydaloby sie…
Pozdrawiam serdecznie
A ciężko chory pacjent i jego rodzina nie mają już siły walczyć o zadośćuczynienie…