6-miesięczny Kubuś połknął agrafkę, którą był przypięty medalik do jego wózka. Prokuratura wszczęła śledztwo. O błąd lekarski – narażenie dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia – oskarżyła lekarkę. Podstawą zarzutów było to, że rodzice dziecka zostali przez nią odesłani do innego szpitala. Po czterech latach procesu sprawa znalazła swój zaskakujący finał. Lekarka oskarżona o błąd lekarski nie usłyszy wyroku.
- 6-miesięczne dziecko połknęło agrafkę
- zdjęcie rentgenowskie wykonane w szpitalu potwierdziło, że w przełyku chłopca utknęła 2-centymetrowa agrafka
- rozwarta ostrzem w dół w przełyku dziecka agrafka narażała niemowlę na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia
- mimo to lekarka pełniąca dyżur w SOR kazała rodzicom zawieźć chłopca do innego szpitala ich własnym autem
- operacja laparoskopowa powiodła się, agrafkę wydobyto bez powikłań
- prokuratura oskarżyła lekarkę o błąd lekarski
- po 4 latach rodzice uznali, że nie chcą ścigania lekarki i sąd karny umorzył postępowanie karne.
***
Nie chcesz czytać, możesz wygodnie posłuchać:
***
„Typowa” sprawa o błąd medyczny
Na pozór przebieg tego postępowania o błąd lekarski był typowy. Po tym, jak lekarka z SOR zlekceważyła zagrożenie i nie zdecydowała o przewiezieniu dziecka do innego szpitala karetką, rodzice zawiadomili prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa narażenia ich syna na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia. Śledczy przesłuchali świadków i powołali biegłych.
Zaniedbania lekarki
Biegli potwierdzili zarzuty rodziców. Ich zdaniem lekarka powinna była:
- zbadać pacjenta,
- zlecić niezbędne badania dodatkowe
- uzgodnić przyjęcie dziecka w szpitalu o wyższej referencyjności
- zorganizować bezpieczny transport sanitarny dla niemowlaka.
Dalsze działania prokuratury także były „typowe” w tej sytuacji. Do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko lekarce.
art. 160 Kodeksu Karnego
§ 1.
Proces karny o błąd lekarski
Lekarka nie przyznała się do winy. Pierwszy wyrok – w I instancji – zapadł w lipcu 2021 r., po blisko 3 latach od zdarzenia. Sąd uznał lekarkę winną zarzucanego jej czynu. Wbrew ocenie prokuratury przyjął jednak, że zachowanie oskarżonej było nieumyślne. Lekarkę skazano na grzywnę w wysokości 45 tys. zł i obowiązek pokrycia kosztów postępowania sądowego w wysokości 8 tys. zł.
Zarówno obrona, jak i prokurator złożyli do Sądu Okręgowego apelacje. Sąd odwoławczy uchylił wyrok sądu I instancji i… umorzył postępowanie. Sprawę zamknięto. Dlaczego tak się stało?
Pokrzywdzeni muszą złożyć wniosek o ściganie lekarza
Jeśli postępowanie dowodowe wykaże, że błąd lekarski został popełniony nieumyślnie, takie przestępstwo nie jest ścigane „z urzędu”. Niezbędny jest wniosek pokrzywdzonych o ściganie. W tym przypadku pokrzywdzeni po 4 latach od zdarzenia zdecydowali, że już nie chcą ukarania lekarki wyrokiem karnym.
Dlaczego aż 4 lata angażowania prokuratury i sądów zajęło rodzicom dojście do wniosku, że jednak nie zależy im na wyroku karnym przeciwko lekarce?
Myślę, że złożyło się na to kilka powodów.
Równolegle z zawiadomieniem prokuratury o zdarzeniu rodzice doprowadzili do kontroli w szpitalu. Początkowo dyrekcja bagatelizowała sprawę, ostatecznie lekarka został ukarana upomnieniem. Szpital wydał też oświadczenie, że ocenia postępowanie lekarki jako niewłaściwe. Dyrekcja zapowiedziała też nadzór nad dalszą pracą lekarki.
Zadośćuczynienie
W sprawę zaangażował się także Rzecznik Praw Pacjenta i dzięki jego działaniom dziecko otrzymało odszkodowanie za błąd lekarski. I znów: wymagało to niestety szeregu starań rodziców. Najpierw toczyło się postępowanie wyjaśniające przed Rzecznikiem Praw Pacjenta, a następnie do sądu cywilnego trafił pozew.
A może by tak ugoda w mediacji w sprawie o błąd medyczny?
Policzmy, ile organów zaangażowało się w sprawę i ile publicznych pieniędzy musiało być przeznaczonych w ciągu 4 lat na wszystkie przeprowadzone postępowania, by sprawa znalazła swój szczęśliwy finał:
- postępowanie kontrolne w szpitalu
- postępowanie karne przygotowawcze (w prokuraturze)
- sąd karny I instancji
- sąd karny II instancji
- postępowanie przed Rzecznikiem Praw Pacjenta
- sąd cywilny
Dodać trzeba, że była to tzw. „prosta” sprawa o błąd medyczny – stan faktyczny nie był skomplikowany, a dziecko najprawdopodobniej wyszło z tego zdarzenia bez istotnej szkody na zdrowiu.
Z pewnością jednak i rodzice, i winna lekarka bardzo przeżywali toczące się postępowania.
A można było tego łatwo uniknąć.
Jestem przekonana (choć nie prowadziłam tej sprawy), że gdyby:
- lekarka i szpital przyznali, że doszło do zdarzenia medycznego,
- przeprosili rodziców,
- szpital wdrożył procedury poprawiające bezpieczeństwo pacjentów
- strony – angażując ubezpieczyciela – zawarły ugodę w mediacji o błąd lekarski i poszkodowane dziecko dostałoby zadośćuczynienie za krzywdę,
to nie byłoby ani postępowania karnego, ani żadnego innego.
Ubi concordia, ibi victoria – gdzie zgoda, tam zwycięstwo. Sprawy o błąd medyczny nie są wyjątkiem. Warto pomyśleć o mediacji. Jest możliwa i w postępowaniu karnym, i cywilnym.
***
Podcastu Błąd Lekarza możesz słuchać również na YouTube:
***
{ 2 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Proszę Pani. Od 2014 (2013 jeśli licząc GIF i URPL) mam sprawę błędu lekarskiego, zaniedbań i szeregu czynów włącznie z umyślnym działaniem personelu (jak mówić o czynie nieumyślnym, jeśli z zeznań na papier wynika iż nawet personel sygnalizował pewną kwestię). Pomijając jednak cały opis tego syfu – od 2014 roku prowadzą postępowanie najpierw PR później w PO. Jest opinia biegłego stwierdzająca że wszystko to wina nowotworu, konkretnie wznowy choroby nowotworowej w terminalnym stadium. Pecha mieli bo nowotwór u mnie rozpoznany kilka lat wcześniej jest bardzo nietypowy, a to co miałem w jamie brzusznej nie mogło nim być. Mają opinie i uwalają postępowanie co ja oczywiście zaskarżam. Punktuje biegłego (3 osobowy zespół) punkt po punkcie obalając twierdzenia, a obalając ich wnioski podpieram się opisem własnego przypadku jak również kilku innych publikacji z PubMed. Wszyscy mi mówili „nie udowodnisz że nie miałeś nowotworu, wszystko zwalą na raka”. Przyszła druga opinia tym razem pięcioosobowego zespołu, który stwierdził… no tak nowotworu NIE BYŁO (chociaż co śmieszne, cywilnie też bronią się nowotworem) – no nie było bo opis zmiany do niego nie pasuje (nowotwór dość specyficzny), ale znaleźli furkę by wytłumaczyć fuszerkę, jaką? Stwierdzili że wszystko to musi być skutkiem choroby podstawowej tj. chrzęstniakowatości śródkostnej. I chociaż de facto to twierdzenie również był bym wstanie obalić nawet nie z palcem w D. co pijąc kawkę, najprawdopodobniej tego nie zrobię gdyż wątpię by zażalenie (w którym dałem potężny wykład na temat o którym oni chyba pojęcia nie mają) było uwzględnione. Mam akta, mają zeznania, fotki, film gdzie widać nieprawidłowe użycie 3 leków i nic 🙂
Dzień dobry, przykro mi, niestety w sprawach o błędy medyczne nic nie jest oczywiste, a biegli potrafią twierdzić, że białe jest czarne. Wiem to z wieloletniego doświadczenia i rozumiem doskonale Pana frustrację. Powodzenia!