Spraw związanych z utratą wzroku prowadziłam kilka. Poza fatalnym dla pacjentów skutkiem leczenia, w zasadzie nie łączy ich wspólny mianownik.
W jednym przypadku podczas zabiegu laryngologicznego usunięcia polipa z nosa doszło do przebicia przez operatora kości sitowej i rozległego uszkodzenia przedniego dołu czaszki, obu oczodołów, nerwów wzrokowych i mięśni gałkoruchowych. Poszkodowana pacjentka nieodwracalnie straciła wzrok: całkowicie w lewym oku, w prawnym pozostało śladowe widzenie, ze znacznym ubytkiem w polu wiedzenia.
U innej pacjentki konieczna była operacja usunięcia guza mózgu. Po zabiegu wypisano ją ze szpitala, nie zalecając dalszego leczenia, a nawet nie informując jej o stanie zdrowia i o powadze sytuacji. Guza nie usunięto, o czym chora nie została poinformowana. Myślała, że całkowita i nieodwracalna utrata wzroku w oku to cena, jaką zapłaciła za leczenie choroby nowotworowej. Niestety, w rzeczywistości operacja przeprowadzona była nieumiejętnie i nie przyniosła żadnych pozytywnych efektów. Dopiero w innym szpitalu, gdzie pacjentka trafiła już z własnej inicjatywy, guza w całości usunięto. Okaleczenia pacjentki można byłoby uniknąć, gdyby leczenie od początku było prawidłowe.
Do utraty wzroku może dojść także po zabiegach w zupełnie innej lokalizacji, niż okolice oczu, a nawet głowy. Inny z moich klientów poddał się operacji na kręgosłupie (laminektomii). Zabieg operacyjny wykonywany był w znieczuleniu ogólnym z intubacją, w ułożeniu pacjenta na brzuchu. W takcie zabiegu nie zauważono żadnych komplikacji, cała procedura przebiegała planowo, bez zakłóceń. Przynajmniej według dokumentacji medycznej. Po zabiegu zauważono jednak obrzęk powieki i osłabienie ruchomości gałki ocznej. Pacjent zgłosił, że nie widzi na jedno oko. Jak się okazało, trwale stracił wzrok w tym oku. Stwierdzono, że przyczyną był zator tętnicy środkowej oraz krwiak pozagałkowy.
Przywrócenie wzroku, a nawet jego częściowa poprawa, nie jest w tych przypadkach, z medycznego punktu widzenia, możliwa. Ci pacjenci, na skutek błędów lekarskich, stracili możliwość wykonywania jakiejkolwiek pracy, wymagają opieki w codziennych czynnościach, a ich życie zmieniło się radykalnie.
W takich przypadkach nie ma wątpliwości, że pacjenci powinni uzyskać odszkodowanie za błąd medyczny.
Zwykle jednak, z uwagi na to, że powikłania zabiegów kończące się utratą wzroku, są stosunkowo rzadkie, dochodzenie do prawdy jest długie i żmudne. Szpitale – nomen omen – nie widzą swojej winy.
Tym bardziej cieszą takie wyroki, jak ten, który zapadł niedawno w podobnej sprawie.
Pacjent zgłaszał okuliście niepokojące objawy, szczegółowo opisując charakterystyczne zaburzenia widzenia w jednym oku. W odpowiedzi otrzymywał jednak uspokajające zapewnienia, że nic złego się nie dzieje. Prawidłową diagnozę i skierowanie na natychmiastową operację wystawił dopiero inny lekarz. Było już jednak za późno, wzroku nie udało się uratować.
Walka na sali sądowej toczyła się głównie o ustalenie, co jest bardziej wiarygodne: zeznania pacjenta i jego rodziny czy zapisy lekarza w dokumentacji medycznej. Sąd dążył do ustalenia, kiedy u pacjenta doszło do rozpoczęcia procesu odwarstwienia siatkówki oka i czy, gdyby nie opóźniona diagnoza, byłaby szansa na operacyjne uratowanie jego wzroku.
Biegły, przyznając nam rację, wskazał na istotne różnice we wpisach w złożonych do akt wersjach dokumentacji medycznej. Zdaniem biegłego, w takim przypadku jak mojego klienta, pełne i zgodne ze sztuką medyczną badanie okulistyczne zawiera stałe punkty. Są nimi: ocena ostrości wzroku z ewentualną refakcją, ocena ciśnienia śródgałkowego, odcinka przedniego i tylnego gałki ocznej oraz dna oka, czyli siatkówki po rozszerzeniu źrenicy, aby sprawdzić obwód siatkówki.
Zapisy w znajdujących się w aktach sprawy dwóch wersjach dokumentacji medycznej różniły się między sobą i nie zawierały choćby minimum wymaganych informacji. Niemożliwe było nawet ustalenie, jakie dokładnie badania zostały przez okulistę wykonane. Tym samym niemożliwa była też ocena postępowania lekarza okulisty pod kątem tego, czy i jakie czynności diagnostyczne w ogóle wykonał.
To wystarczyło, aby wygrać ten proces.
Sąd przypomniał, że lekarz ma obowiązek prowadzenia indywidualnej dokumentacji medycznej pacjenta. Dokumentacja ta powinna być prowadzona rzetelnie i skrupulatnie, umożliwiając przede wszystkim ustalenie czynności badawczo – diagnostycznych podjętych przez lekarza oraz stanu pacjenta stwierdzonego przez lekarza.
Niedające się usunąć braki i wątpliwości co do dokumentacji lekarskiej nie mogą być wykorzystywane w procesie na niekorzyść pacjenta!
Sąd Apelacyjny zasądził na rzecz poszkodowanego pacjenta 300 tys. zadośćuczynienia.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }